niedziela, 12 października 2014

Murarz (Kacper, OskarK)

Murarz - jeden z zatrudnionych przez Rejenta do odbudowy muru.



DZIEŃ Z MOJEGO ŻYCIA: WPIS 1

Dzisiaj rano gdy wstałem i wyjrzałem przez okno zobaczyłem posłańca od Rejenta który, zmierzał do mojego domu.Zadziwiony otworzyłem drzwi i zapytałem o co chodzi. Służący Rejenta powiedział, że ja i moi pracownicy murarze mamy stawić się u niego przed zamkiem, bo ma dla nas zlecenie. Wiedząc, że nie mogę odmówić Rejentowi, szybko się ubrałem i pobiegłem po kolegów. Natychmiast stawiłem się u Rejenta. Nakazał on nam zająć się naprawą zniszczonego muru. Przy murze było dużo pracy, bo był stary i podziurawiony.Wzięliśmy się do łatania dziur, tynkowania i szpachlowania. Podglądaliśmy też co się dzieje po obu stronach muru w części Cześnika i Rejenta. A działo się dużo.
Widziałem wymykającego się z zamku Wacława i Klarę, przechodzących przez dziurę w murze, spotykających się na miłosnej schadzce. Gdy tak robiliśmy w pocie czoła nagle pojawił się Cześnik i kazał nas przepędzić. Ze strachu wraz z kolegami przerwaliśmy pracę i udaliśmy się do domów.

DZIEŃ Z MOJEGO ŻYCIA: WPIS 2

Na drugi dzień ponownie zostałem wraz z kolegami wezwany do zamku Rejenta.
Pisał on skargę na Cześnika że pobił mnie i moich kolegów. Chciał wymusić na nas 
oskarżenie że zostaliśmy pobici i zranieni. Nie jest to prawdą gdyż trochę nas tylko
poszturchali. W osłupienie wprawiło nas stwierdzenie że, zostaliśmy okaleczeni,  pozbawieni
chleba i cierpieć będą nasze żony i dzieci, których nawet w rzeczywistości nie mamy.
Rejent chciał wymusić na nas poświadczenie, że słyszeliśmy i widzieliśmy jak Cześnik 
nastawał na jego życie i strzelał a przynajmniej chciał strzelać do niego. Kazał nam podpisać skargę i stwierdził że, za wszystko zapłaci Cześnik. Gdy zaczęliśmy protestować zbył nas, gdy wyszliśmy od niego zaczęliśmy się zastanawiać, na co przeznaczymy monetę którą otrzymaliśmy od Cześnika gdy nas przepędzał spod muru. Chciałem przeznaczyć, wraz z kolegami na zakup dobrego wina. Żeby raz poczuć się jak, pan a szczególnie jak pan Papkin który ciągle jadł i mnóstwo pił.

                                             
                       
DZIEŃ Z MOJEGO ŻYCIA: WPIS 3

Postanowiliśmy, że kupimy wino i się nim podzielimy. Poszliśmy rano do sklepu    
i piliśmy tak z godzinę. Chciałem wrócić do domu. Po wielu trudach wracania po pijaku, udało się. Dotarcie do łóżka przerwało mi pukanie do moich drzwi. Gdy otworzyłem, zobaczyłem znowu posłańca od Rejenta, powiedział, żebym przyszedł do Rejenta w sprawie muru. Idąc spadłem ze schodów, na szczęście znalazł mnie mój kumpel, który nie był tak pijany jak ja i szedł w tej samej sprawie. Na miejscu spotkaliśmy naszego trzeciego przyjaciela, który już na nas czekał. Rejent powiedział nam, żebyśmy dokończyli mur, ale znowu by mogli nas przepędzić. Odpowiedział, że go to nie interesuje i mamy tam iść w tej chwili. Przy murze dalej zostało sporo roboty, chociaż nie tyle co na początku. Pracowaliśmy tak do późna, żeby go skończyć tego samego dnia. Znowu widzieliśmy Wacława i Klarę, a Cześnik tym razem się nie pojawił i mogliśmy spokojnie dokończyć naprawę muru.




Perełka (PiotrSz, MichałŚ)

Perełka - kuchmistrz Cześnika.
Dzień z pamiętnika 1-Dzisiaj dostałem zamówienie od Cześnika na przygotowanie potraw na jutrzejsze wesele.                                                                            
   Napis M+H (w sercu)
Bardzo mu zależało na tym, żeby przyjęcie się udało, bo powiedział, żeby nie żałować cynamonu,muszkatu,szafranu do ryb, bakalii i innych przypraw, a są to bardzo drogie rzeczy.Na środku stołu mają zaistnieć litery M i H, od imion Maciej i Hanna, na górze mają być serca a na dole napis VIVAT.Oczywiście zgodziłem się na to i jestem zadowolony, że akurat ja przygotowuje te potrawy.Jest to dla mnie zaszczyt,chociaż wiem, że nie będzie łatwo, bo moi kucharze ostatni zrobili się bardzo leniwi.Po wysłuchaniu Cześnika wróciłem do kuchni i zastanowiłem się, co by na jutro przygotować.Gdy wszystko już wymyśliłem,powiedziałem moim kucharzom, żeby przygotowali się na uroczystość.Poszedłem do spiżarni po składniki,których mi brakuje,żeby nie musieć jutro niepotrzebnie chodzić tam i z powrotem.Byłem po tym bardzo zmęczony,bo z dziesięć razy musiałem chodzić z kuchni,która znajduje się na drugim piętrze piwnicy po długich schodach.                                                      Uczta Weselna
Dzień z pamiętnika 2-Dzisiaj musiałem wstać bardzo wcześnie,żeby zdążyć ze wszystkimi przygotowaniami.Od rana pracowałem, żeby wyrobić się do wieczora.Po kilku godzinach moi kucharze wciąż nie zjawili się w kuchni i zacząłem się niecierpliwić.Poszedłem zobaczyć co się z nimi dzieje,a oni wszyscy mimo,że było już południe wciąż spali.Obudziłem ich i powiedziałem,że za chwile mają się zjawić w kuchni.Minęła godzina, a ich wciąż nie było.Znowu tam poszedłem zobaczyć co się z nimi dzieje,a oni siedzieli przy stole i rozmawiali.Byłem na nich strasznie wściekły,bo  mówiłem im, żeby chodź raz normalnie przyszli do pracy.Znowu im to powiedziałem i tym razem mi się udało.Musieliśmy się pospieszyć, gdyż było już późne południe i pora obiadowa.Jednak oni nawet przy pracy rozmawiali nie wykonując swych obowiązków.Byłem na nich znowu zdenerwowany.Miałem tego dość.Rozkazałem im przygotować potrawy na wesele i tym razem zaczęli brać się do roboty,oczywiście nie bez opóźnień.Dania zostały podane 30 minut po rozpoczęcia wesela. Na szczęście  moi kucharze bardzo szybko i niemalże dokładnie wykonywali pracę.Dla mnie najważniejsze było to, że dania gościom smakowały i Cześnik mnie pochwalił, chociaż obwiniał mnie o to, że się nie wyrobiłem na czas, ale dla mnie najważniejsze było to,że wesele się udało.
Dzień z pamiętnika 3-Jest już po weselu.Ulżyło mi, lecz i tak musiałem gotować, przyrządzać,smażyć i tak dalej i tak dalej.Dzisiaj również trudny dzień, nie tylko przez gotowanie i prace w kuchni, ale też przez moich kucharzy.Znowu zaspali ! Miałem tego serdecznie dość.Kiedy przyszedłem do nich to oni spali.Co najgorsze w tej sytuacji nie szło ich obudzić,gdyż na wczorajszym weselu zbyt wiele wypili a ja ich ostrzegałem.Lecz co zrobić na siłę nikogo się nie zmieni.Musiałem w szybkim tempie pracować w kuchni.Choć nie wydaje się to trudne zajęcie to jednak dla jednej osoby w całej dużej kuchni ciężko jest wszystko naraz przygotować.Dwie godziny radziłem sobie sam.Zrobiłem sobie krótką przerwę,gdyż byłem zmęczony.Poszedłem do nich.Głośno na nich krzyczałem i musiałem ich oblać wodą,bo nie miałem innego pomysłu jak ich obudzić.Wstali! Choć trochę mi ulżyło.Dałem im 10 minut na ubranie się i przyjście do pracy.W pracy nakrzyczałem na nich.Przecież ja nie mogę dostawać ochrzanu za to, że moi kucharze spóźniają się do pracy i nie wykonują swoich obowiązków, i gdyby nie ta przerwa mógłbym ochrzan dostać już dawno temu.Żeby wzięli się szybciej do roboty musiałem ich trochę zaszantażować.Po moim szantażu ruszyli do pracy.Dzisiaj wszystkie dania były podane zgodnie z czasem.

Perełka (MichałŁ, PiotrekP)

Perełka - kuchmistrz Cześnika.


Dzień pierwszy

   Był to spokojny dzień , jak każdy. Wstałem rano . . . i wypiłem wino , nie pamiętam co robiłem później.
Dopiero potem około południa poszedłem do kuchni , ale nie pamiętam po co tam poszedłem , wiem tylko, że byłem pijany.
Po południu zawołał mnie Cześnik , nie wiedziałem po co , ale poszedłem i kazał mi przygotować na następny dzień potrawy na wesele . . . , tylko nie
pamiętam czyje . . . to miało być . . .wesele. Wiem , że mowił żebym nie szczędził składników np: muszkatu czy cynamonu.
Nie chętnie , ale poszedłem do kuchni powiedziałem reszcie co trzeba będzie zrobić , nie ucieszyli się , bo byli pijani tak jak ja . . . po wczorajszym . . .
wieczorze . . . tak samo w sumie jak . . . ja. Najgorsze było to , że nie mogłem wtedy pić wina , dlatego przed pracą wypiłem tylko kapkę. I ugotowałem parę rzeczy , stwierdziłem , że resztę dogotuje jutro.


Dzień drugi


  Tego dnia wstałem nieco wcześniej , bo musiałem przygotować jedzenie na wesele.
Po łyczku wina , poszedłem od razu do kuchni . Wszyscy oczywiście jeszcze byli zaspani , więc nie rozumieli co się do nich mówi . Dlatego robiliśmy resztę jedzenie 2 razy dłużej niż powinniśmy . . . po zrobieni większości , zrobiliśmy sobie krótką przerwę na wino . Niestety wtedy wpadł do kuchni Cześnik i powiedział , że jak nie weźmiemy się do pracy to . . . . zaczęliśmy gotować pozostałość i w między czasie lataliśmy do spiżarni bo brakło nam pieprzu . Gdy skończyliśmy to poszliśmy się przygotować i  przebrać , a w między czasie wypiliśmy trochę wina w nagrodę za tak dobrze wykonaną . . . jedzenie. Na szczęście zdążyliśmy na czas , a Cześnik się z nami napił i powiedział , że . . . , że mamy szczęście , że zdążyliśmy.

Dzień trzeci

 Tego dnia ledwo wstałem , rano bolała mnie głowa  i byłem jeszcze mocno pijany. Jak co dzień poszedłem do kuchni , oczywiście wszyscy byli tak samo pijani po poprzednim dniu.
Niestety po chwili przyszedł  Cześnik , który chciał żebyśmy przygotowali dla niego i Rejenta obiad.
Po przygotowaniu . . . po , podaniu poszedłem się napić łyka wina , przespałem cały dzień i tak się skończyły te 3 dni cięższej pracy.











Dyndalski (KubaZ, Magda)

Mam na imię Dyndalski i jestem Marszałkiem oraz sługą mojego Pana cześnika Macieja Raptusiewicza. Jestem osobą z reguły spokojną, opanowaną i rozsądną.
Dziś po raz pierwszy raz zacznę pisać mój własny pamiętnik. W tym pamiętniku będę relacjonować moje dni.

Dzień pierwszy:

Dzis przechadzałęm się po zamku i sprawdzałem czy wszystko jest tak jak powinno być. Było tak do pewnego momentu, aż usłyszałem Papkina rozmawiającego z Cześnikiem na pewien temat. Papkin mówił coś na temat wina jednak nic z tego nie zrozumiałem. Sedno tej sprawy dotarło do mnie, gdy Cześnik powiedział:
- "Otruł pewnie..."
Po tych słowach Papkin zaniemówił, jakby się zdenerwował na coś bądź kogoś. Nie mógł znaleźć słów i tylko krzyczał:
-"co!"

Według mnie zachowywał się tak jakby postradał rozum.

Reszta rozmowy nie przykuła mojej uwagi. Po pewnym czasie wchodzę do pokoju w którym znajdował się Papkin. Gdy mnie zobaczył od razu powiedział:

- "Ach, Dyndalsiu, cny człowiecze!"
 -"Ach, powiedzcie czy być może?"

Nie wiedziałem zbytnio o co mu chodzi więc go spytałem. Odpowiedział, pewnymi słowami, że Rejent go otruł. Był pewien, że tak było.  Nie wierzyłem, że taka osoba mogła się czegoś takiego dopuścić więc mu powiedziałem co myślę na ten temat. Papkin gdy usłyszał moje słowa nie wierzył w to co powiedziałem, ale po paru chwilach rozmowy udało mi się go przekonać, że nic się nie stało oraz, że Rejent go nie otruł.

Po tym dziwnym dniu miałem już go dość i tym sposobem kończę dzień mój drugi.

Więc żegnam do jutra.

Dzień drugi:

Dziś jak co dzień przechadzałem się po zamku i dokładnie sprawdzałem czy w zamku wszystko jest dobrze, czy czasem się nic nie stało oraz czy komuś nie trzeba komuś pomóc .Ale nic się takiego nie działo aż pół dnia wtedy podszedłem sprawdzić czy cześnik czegoś ode mnie nie wymaga i nagle rozległ się krzyk:
- Dyndalski! - wrzasną cześnik.
- Dyndalski gdzie jesteś wołam cię już od godziny chodź tu na boga! - i szybko wszedłem  do gabinetu cześnika. A on odrzekł :
- No nareszcie jesteś, słuchaj mnie teraz - odparł.
- Słucham Pana coś się stało? - zapytałem.
- List piszemy jak by Klara do Wacława -
- Ale jak - odparłem
Na to cześnik - Siadaj waść tu - zamaczaj pióro,
Będziesz pisał po mym słowie.
Ja niestety pisać dobrze jakoś nie potrafię, ale piszę a cześnik mówi:
- "Bardzo proszę"-pokazuje palcem moje pismo-
- Co to jest? -zapytał.
- B - odparłem.
- to?-
- B duże- a capite, jaśnie panie.
- B? To -kreska, gdzież dwa brzuszki?-
- Jeden w spodzie, drugi w górze.-
- Cóż, u czarta!- bierze papier
- Tać jest... duże...-
- Ta, bo!...
- B,B duże...
Kto pomyśli może zgadnie.
No, no pisz waść, a dokładnie -i zaczął dyktować:
"Bardzo proszę"... mocium panie...
Mocium panie..."me wezwanie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie,
Jako ufność ku osobie"...
Mocium panie..."waszmość pana
Która lubo mało znana...
Która lubo mało znana..." -pokazał na kartkę
- Cóż to jest?-
- Żyd - jaśnie panie,
Lecz w literę go przebiorę-
-Jak mi jeszcze jedna kropla skapnie,
To cię trzepnę tak po łapie,
Aż proformę wspomnisz sobie
Czytaj waść...
No jak to było?
-"Bardzo proszę"... mocium panie...
Mocium panie..."me wezwanie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie"
Mocium"- wyrwał mi kartkę i ją podarł
- Niech cię czarci chwycą
Z taką pustą mózgownicą!
"Mocium panie" cymbał pisze-
- Jaśnie pana własne słowo- odparłem
-Milcz waść! Przepisz to de novo
"Mocium panie " opuść wszędzie-
- z tych kawałków trudno będzie-
-Pisz de novo, pisz, powiadam. -
Mózgu we łbie za trzy grosze!
Siadaj! - Siadaj, mówię.-mówi
 -Siadam.-siadłem
-I powtarzaj-dyktuje
"Bardzo proszę"...
Moć...
zatyka usta ręką
-Moć...- powtarzam
-Co moć?... Cóż moć znaczy?...
Z tym hebesem nie pomoże;
Trzeba zrobić to inaczéj.
Nawet lepiej będzie może,
Gdy wyprawię doń pacholę
Z ustną prośbą. Tak, tak wolę. -
Słuchaj! - Idź mi... Ależ, ale! -
Rejentowicz od nikogo

Nie jest u mnie znany wcale...-

i tak dalej i tak dalej aż do wieczora pisać musiałem.
Więc do jutra.

Dzień trzeci:

Dzisiejszy i ostatni dzień zacznę trochę inaczej. Byłem w trakcie robienia czegoś o czym w chwili obecnej zupełnie nie pamiętam. Musiało to być mało istotne skoro wyleciało mi z głowy.
Nagle poczułem jak czyjaś  ręką została położona na moim ramieniu. Odwróciłem się aby zobaczyć kto to był i kogo ujrzałem Rejenta. Powiedział mi, że poszukuje Cześnika, ponieważ wyzwał go na pojedynek. W pewnym momencie do uszu mych doleciały  słowa:

- "Wiwat! wiwat! Państwo młodzi!"

Nie ukrywam że słowa te bardzo zdenerwowały Rejenta był na kogoś wściekły , co się później okazało tą osobą był  Cześnik . Rejent spytał  mnie kto  obchodzi te wesele. Odpowiedziałem mu wprost:

- "Rejentowicz..."

Po tych słowach za sceny wyłonił się Cześnik i powiedział :

- "Hej, Dyndalski! tam do czarta!" 
- "Okulbaczyć mi dzianeta!"


Byłem pewny, że Cześnik jest gotowy do walki z Rejentem. Słowa te spowodowały, że wyszedł.
To co ujrzałem później... Klarę i Wacława razem...




To już koniec mej historii, na tym się to wszystko kończy. Mam nadzieję, że tymi trzema dniami z mojego pamiętnika przybliżyłem wam trochę mojej Historii.


Do zobaczenia!








Dyndalski (NataliaC, Mateusz)

Marszałek Dyndalski – epizodyczny bohater komedii Zemsta Aleksandra Fredry. Dyndalski jest sługą i marszałkiem cześnika Macieja Raptusiewicza. Jest osobą spokojną, opanowaną i rozsądną. W komedii pojawia się w aktach: I i IV.

Poniedziałek, popołudnie.
Onegdaj Cześnik wezwał mnie do napisania listu rzekomo od Klary do Wacława. Wszakże ja tytle stawiam niezbyt skoro! Cześnik kompletnie się tym nie przejął... Ba! Jegomość stwierdził, iż właśnie babskiej ręki mu trzeba, tedy wymówkę miałem znikomą, a kłopotu z tego co niemiara! Jegomość, w czasie pisania, śmiem twierdzić, iż dużego ,,B'' nie umiał rozpoznać... sromota! Bowiem to przecież edukowany pan. Później ten łotr Papkin na nogę mi stąpił! Ta zniewaga krwi wymaga... Jegomość Cześnik kazał mi pisać dalej, tedy za pisanie słowo w słowo się zabrałem. Jeno ciągle ,,Mocium panie'' dyktował, tedy się zdziwiłem, ale sumiennie polecenie wykonywałem. Później na kartce niespodziewanie żyd się zrobił... Oj, tedy się jegomość rozsierdził! Że też ja go znoszę. Ale to nic! Jak Cześnik kazał mi przeczytać, co było już tam napisane, tedy zaczęła się jatka! Jak mnie wyzywać zaczął, to myślałem, że wezmę gwintówkę i palne w tą pustą makówkę! Lecz ja, obyty człowiek ze spokojem mu odpowiedziałem, a później przepisać to na nowo miałem. Toć to raptus i gwałtownik z tego Cześnika! Toż się z nerwów tak uniosłem, żem musiał po kielich przedniego wina sięgnąć, żeby się uspokoić!


Wtorek  rano:

Już nie mogę wytrzymać z tym przeklętym Papkinem. On myśli, że ludzie są tacy podli, że chcą go otruć. A zresztą, kto by łasił się na to jego nędzne życie. Dzisiaj, gdy popijał wino, coś go nagle rozbolało. Był święcie przekonany, że Rejent dosypał mu Bóg wie co do trunku, żeby go uśmiercić. Przerażony dopytywał, czy to aby może być prawdą. Ja oczywiście tłumaczyłem mu, że wielmożny Rejent nie chce go otruć i, że to są jego jakieś durne wymysły. Bogu dzięki, że udało mi się go przekonać, że to nie jest prawda, bo aż strach pomyśleć, co by się działo jakby on rzeczywiście dalej był święcie przekonany, że został otruty przez czcigodnego Rejenta. Jednak poradziłem mu, aby odwiedził tutejszego księdza, który mu pomoże w tym strapieniu.  Mam nadzieję, że już mu nigdy taki durny pomysł do głowy nie wpadnie. 

Wieczór, poniedziałek
Tfy! Do czarta! Tyle ambarasu jeszcze tego samego dnia! Atoli, kiedy sobie tak spokojnie stałem, jakaś niecnota chwyciła mnie za ramię, przyprawiając o raptowne kołatanie serca! Dalibóg widzę, że to
jegomość Rejent. Śmiało wtargnął, pytając: A gdzie to pan? Czy w domu? Wszak wyzwał mnie na cięcie?
To ja  mu na to roztropnie odrzekłem, żeby tak się nie gardłował, bo jak mój pan go zdywiduje, to wesela pewnikiem nie doczeka.Natenczas z kaplicy dało się słyszeć wiwaty, kiedy się Rejent dowiedział,
że to na cześć Klary i jego syna o mało apopleksji nie dostał. Już myślałem, że się Rejent z Cześnikiem za czuby wezmą, jednakowoż mój pan szybko ochłonął, pomny na swe powinności gospodarza i rzucił karabelę na stół. No i dobrze, bo przecie to się nie godzi własnego gościa rozpłatać. Zatem ceremonia zaślubin odbyła się już bez przeszkód, wszyscy się weselili i przednie miody pili. Mniemam, że dobrze się stało, że mój pan na koniec umknął sprzed ołtarza, bo on chudziaczek do małżeńskiego stanu zdrowia nie ma, a to pedogra go złapie, a to kurcz żołądka i reumatyzmy go jakieś łupią. Dobrze też, że na koniec pogodzili się z Rejentem. Mój pan chyba już zapomniał, jak się zarzekał, że Wprzody słońce w miejscu stanie, Wprzody w morzu wyschnie woda, Nim tu u nas będzie zgoda. Ażem się wzruszył, kiedym obaczył, jak podał rękę Rejentowi. Na koniec przyniesiono roztruchana, zagrzmiały fanfary, a wszyscy zakrzyknęli Zgoda! Zgoda! 

Podstolina (Emilia, Marceli)

Podstolina - Podstolina - Hanna Czepiersińska jest jedną z pobocznych postaci w komedii Aleksandra Fredry pt. „Zemsta”, jednakże jej osoba ma olbrzymi wpływ na przebieg akcji, trzykrotna wdowa, bez majątku (za to potrafi sprawiać wrażenie osoby majętnej), w średnim wieku, pozostaje nadal atrakcyjną kobietą. W młodości uwielbiała się bawić, szczególnie w towarzystwie mężczyzn. Lubiła romansować i bynajmniej nie cechowała się stałością w uczuciach. Pragnie kolejny raz wyjść za mąż; mimo pozornej uczuciowości i sentymentalizmu potrafi dbać o swoje sprawy. Jest wyrachowana.





Oto Ja,
Hanna Czepiersińska!                     
(Zrobiłam ten portret specjalnie
dla pamięci pokoleń)

                                         


 
                                         Mój wierny pamiętniczku!                                          18 maja 

Znowu nie wiem, co robić! Spacerowałam dziś z Papkinem. Ten to potrafi nawijać! Wysłuchałam wielu wątpliwych historii.  O tym, jaki to jest odważny, rycerski, mądry. Bla, bla, bla …
Przejdźmy jednak do rzeczy – w imieniu swego pana złożył mi propozycję. Nie zgadłabym – Cześnik chce się ze mną żenić! Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że trafi mi się jakiś słodki młodzik, a tu znowu stary dziad… Mam się zastanowić i w niedługim czasie dać odpowiedź. Co prawda, pochowałam już szczęśliwie trzech mężów, to i pochowam czwartego, ale czy nie tak szybko od ślubu, jak poprzednio? Co sobie inni myślą? No, chyba że ich truję. Może trzeba szukać męża gdzie indziej? Trzeba mi się dowiedzieć, jak tam z mająteczkiem drogiego Cześnika. Z drugiej strony, ja też posiadam nieco grosiwa, więc ziarenko do ziarenka, a uzbiera się miareczka. Zamek niczego sobie, tylko ten zrzęda – Milczek za płotem. Może być niezły ambaras, gdy dowie się, o rychłym ożenku sąsiada.
Dzisiaj było niezłe przedstawienie – Rejent burzył mur graniczny. Myślałam, że się pozabijają. Obaj wyglądali naprawdę komicznie. Papkin mało nie padł z przerażenia.
Ale, ale - czy ten Cześnik nie jest aby dla mnie za stary? Niewiele pociechy ze starego dziada. Ja przecież taka młoda, mam też sporo do zaoferowania – figura jak się patrzy, profil całkiem, całkiem. No i sakiewki ze złotem dobrze schowane (chwalić moich drogich mężów za to, co mi zostawili).
Nie wiem, naprawdę nie wiem, co począć.
Pójdę poradzić się Klary.



                                              Pamiętniczku ukochany!                                                  19 maja

No i fantastycznie!
Siedzę sobie, czytam spokojnie książkę, aż tu wpada podekscytowana Klara, chce przedstawić jakiegoś młodzika. Prosi o zapoznanie z nim, rozmowę. Tylko patrzeć, już jej nie ma. Za to, co moje oczy widzą? Nie do wiary! Zza drzwi nieśmiało wyłania się mój kochany Radosław! Jakże go dawno nie widziałam, co on tutaj robi? Oczy moje patrzą z niedowierzaniem. – Książę – mówię – ty tutaj? Cóż za okoliczności waść sprowadzają? Nie ukrywam radości, biorę jego dłonie w swoje, ściskam. – jak to się stało, że mi tak nagle zniknąłeś w tej Warszawie? Ile się naszukałam, wszędzie pytałam. Z tobą było mi tak dobrze!
Ukochany milczy, nie dość tego, wzrokiem umyka po wszystkich kątach. Ręce chce wyswobodzić, język mu się plącze. – Podstolino droga, musiałem wyjechać, wybacz – jąka. Potem przyznaje, że mnie oszukał, fałszywym imieniem się posługując. Naprawdę jest synem drogiego Milczka i ma na imię Wacław. Mieszka tutaj, w zameczku. Ubiega się o rękę Klary. Pięknie. No cóż, ale skoro już się znalazł, tak łatwo go nie oddam!
Pomyślmy, co się da zrobić. Żaden z moich mężów (Panie, świeć nad ich biednymi duszyczkami) nie był taki szarmancki, uwodzicielski i piękny.
Nie poddam się, Klara może wziąć sobie choćby… Papkina. Będzie wniebowzięty. Muszę powalczyć, może pójdę do Rejenta, powiem, co czuję do jego syna. To jest myśl – może przez wzgląd na niechęć do Cześnika zgodzi się, aby zrobić mu na złość i poślubię młodego. Co na to mój niedoszły małżonek?
Nie tracę czasu, biegnę …


                                              Pamiętniczku mój najdroższy!                                             20 maja

Hura...! Udało się!!!
Sprawa wygrana. Wszystko poszło lekką rączką. Troszkę kadzeń, troszkę sprytu i jesteśmy już u szczytu. Ha! Oczywiście moc pieniądza również została uruchomiona. Jak się cieszę. Rejent rad z mego względu. Sprawy idą jak należy. Ten głupi mędrek na posyłki Papkin przeszkodził mi, lecz nie jest nazbyt mądry by mi moje szyki zburzyć. Jakby popsuł coś haniebnie, to bym łeb mu ukręciła! Niech się lepiej trzyma swego chwalebnego nosa i nie wściubia gdzie nie trzeba.
Co potrzeba, żem zrobiła... Tylko, czy się dalej uda? Przecie Wacław z Klarą tak łatwo nie ustąpią... Tych dwoje razem będzie knuło. Zewsząd wrogów sto tysięcy, a problemów jeszcze więcej.
Dalsza część dnia.
Od razu po ostatnim wpisie do pamiętniczka poleciałam po nową kolię na moją delikatną szyjkę (na poprawę humoru). Posiada ona piękne czarne oczko błyszczące tajemniczo w świetle księżyca (sprawdzałam) oraz czarny kamyczek w kształcie łezki, który ponętnie wisi i podkreśla moje walory. Wygląda to wyjątkowo. Do niej nabyłam również czarne koronkowe rękawiczki, wiązane elegancko w kokardkę. A może mnie trochę pogrubiają...??? A trudno... Pasują mi one idealnie do dwóch moich skarbków - pantofelków rzecz jasna na lekkim obcasiku. Są mi one niezmiernie bliskie, do tego można je sprytnie użyć w obronnym celu... Zakup tych dwóch rzeczy był bardzo ważny, bo muszę zrobić dobre i oczywiście "odpowiednie" wrażenie na Wacławie. By nie zostać całkiem w nędzy, dbać trzeba o swoje interesy. Za mąż wyjść muszę czym prędzej. Wacław to kandydat idealny. Co ważne, pożegnać go jeszcze długo nie będę musiała.
Dobre, dobre to posunięcie... [zacieram rączki ze szczęścia].






                                                            Mój pamiętniczku oddany!                                          21 maja


A niech to szlak!
Nie powiódł się mój misternie ułożony plan. Wszystko diabli wzięli! Runęły nadzieje. Sukienka u krawcowej już prawie zamówiona. W głowie marzeń w brud. Z Wacławem w poranki i w wieczory. Te namiętne, nieprzespane noce...Ach... A tu...! Katastrofa! Okrutny ten świat! Rejent z Cześnikiem pogodzeni. Już bardziej się spodziewałam, że Papkin pokorny i skromny się stanie...niż TO. Ręce podali na zgodę. Gdzie ta wojna, intrygi, knucia i kłótnie? Już się pozabijać chcieli, a tu w jednej chwili...! W mojej głowie puszcza wieczko i wiadomość ta ukryta, że to KONIEC!!! Tak! I kwita! Z moich planów nici, pożegnać się mogą "chlubnie". Pod gruzami muru zginąć. Oczywiście, jeszcze się odwrócić nie zdążyłam, a Wacław z Klarą ślub sobie biorą. Tak szczęśliwi, uśmiechnięci- pokazałam dobre chęci [rozpacz w sercu, uśmiech na twarzy]. Ta niedola już zostanie w mej pamięci... Gdzie ta przyszłość wśród dostatku i miłości!? By nie zostać całkiem w nędzy, za mąż chciałam wyjść czym prędzej...

Podstolina (Laura, KubaK)





Wpis nr 1

Wtorek w okolicach godziny 20:00

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość zwyczajnie  nie miałam większych planów na dziś dzień, zamierzałam robić to co zwykle czyli po włóczyć się po sklepach w celu zakupienia nowych pończoch lub gorsetu bo stary zaczyna mi się pruć. Lecz na szczęście nie miałam czasu na  

to gdyż tuż po mym obiedzie przybył  do mych skromnych progów Papkin  z ofertą zamaż pójścia za wielkiego Cześnika . Bez większej chwili zwłoki przyjęłam propozycje bo przecież nie ma dużo odpowiednich facetów dla takiej  pięknej mądrej i przede wszystkim skromnej damy po czym powiedziałam Papkinowi 
"z wielką ochotą wyjdę za cześnika powiedz mu to i ucałuj go ode mnie" choć szczerze wątpię czy mu to powie. Następnie poszłam do mego ukochanego by ustalić datę ślubu. Stwierdziłam że nataką okazje założę ma specjalną suknie od pra pra babki która idealnie podkreśla mą smukłą sylwetkę i ujędrnia me piękne piersi.
jako biżuterię założę piękne perły  i złote kolczyki dla podkreślenia mej pięknej twarzy.
I tak naprawdę to tyle z ciekawych rzeczy wydążyło się dziś dnia .

Podstolina




Wpis nr 2     
                         Środa po porannym posiłku

Gdy rano się obudziłam od razu wiedziałam że ten dzień będzie ciekawy. Wstałam z łóżka, obmyłam się, ubrałam i pomalowałam oczywiście.  Robiąc to poczułam zapach pysznego jedzenia i podążałam za nim. Woń ta zaprowadziła mnie do ogrodu, gdzie spodziewałam się przystojnego kochanka. Jednakże nikogo tam nie spotkałam. Znajdował się tam tylko nakryty stół pełen przysmaków. Zastanawiałam się chwile kto mógł to dla mnie przygotować? Moje serce biło szybciej, czułam motylki w brzuchu i totalnie się rozmarzyłam. Byłam ciekawa  kiedy i gdzie ktoś to zrobił ale iż nic dobrego nie przychodziło mi do głowy postanowiłam nie zadręczać się tym dłużej i zasiąść do stołu.  Nie wiedziałam od czego zacząć, od ciepłego ciasta, świeżych owoców czy może aromatycznej kawy. To wszystko wyglądało tak wyśmienicie, moje oczy już dawno nie widziały takich pyszności a serce nie było tak uradowane. Gdy już najadłam się do syta i czułam się pełna energii podążyłam w stronę domu. Myślałam że już nic zaskakującego mnie nie spotka, lecz ku mojemu zaskoczeniu, w progu leżał bukiet pięknych róż. Niestety nie wiem od kogo gdyż nie było żadnego listu. Wstawiłam kwiaty do wazonu i do obiadu nie robiłam nic pożytecznego, tylko leżałam i rozmyślałam nad tymi niespodziankami.


Podstolina