środa, 21 grudnia 2016

Portal (Maciej, Paweł)

Pewnego dnia, czterej bohaterowie znaleźli w swoich domach mapy podrzucone przez tajemniczego jeźdźca. Mapa Hektora była ukryta w wielkim dzbanie na wodę. Korin znalazł mapę w strasznie niewygodnym bucie. Po nocy pełnej gorących uczuć, Winicjusz znalazł mapę pomiędzy dwoma kochankami. Roland znalazł swoją mapę wracając z karczmy - ukryta była w siodle konia. Każdy z bohaterów od razu wyruszył drogą wskazywaną przez mapę, która prowadziła do portalu. Po długiej podróży bohaterowie znaleźli poszukiwany cel. Bez wahania weszli w swoje portale. (Nie wiem, mam niewyraźne zdjęcie) gdy dwaj gimnazjaliści, Maciek i Paweł, wracali ze szkoły zobaczyli, że śmieci w kontenerze ruszają się. Gdy podeszli zobaczyć co to, z kontenerów wyskoczyli bohaterowie którzy chwile temu weszli w portale. Uczniowie byli bardzo zdziwieni, kiedy zobaczyli czterech mężczyzn ubranych jakby byli z innej epoki. Po krótkiej dyskusji gimnazjaliści zaprosili bohaterów do domu Maćka. Jednak gdy bohaterowie ujrzeli samochód, rzucili się na niego myśląc, że to straszny smok.
- Korinie uspokój się! - wykrzyczał Maciek
-Muszę go zabić, bo zabicie smoka to wielki czyn w moich czasach.
-Ale to nie smok!
-Jak to nie smok skoro widzę jak z nosa bucha mu dym.- rzekł patrząc na rurę wydechową
-Po pierwsze, to nie z nosa, a po drugie to nie dym tylko spaliny. - i tak Przyjaciele wytłumaczyli im mechanizm działania samochodu, co oczywiście było strasznie trudne
Po drodze do domu Winicjusz powiedział, że musi porozmawiać z Neronem, wtedy Maciek powiedział mu, że jest rok 2016 i nie nie rządzi już Neron. Ludzie, których spotkaliśmy, gapili się na nas, jakbyśmy byli z innej planety. Maciek i Paweł w trakcie podróży obmyślili plan wykorzystania bohaterów w projekcie gimnazjalnym.

środa, 14 grudnia 2016

Dilectus a Deo (Michał,Lena)


Prolog



Roland zbudził się słysząc niebiańskie dzwony boga. Skierował się do swej łaźni w ramach szybkiej lecz dokładnej toalety. Uznał że na taką okazję jego słynna zbroja z bitwy z poganami będzie najodpowiedniejsza. Strząsając pył ze złotych naramienników zorientował się że czas nagli.
Szybko włożył za pas róg a do złotej pochwy wsunął sam Durendall. Lekko się rozruszał i wyszedł. Mijając las zaginionych dusz, Zaczarowaną polanę miłości,dom staroci i ścieżkę pustki w końcu dotarł tam, pod bramę niebios. Nie wiedział jak to będzie wyglądać. Nagle usłyszał niski głos we własnej głowie:
-Drogi Rolandzie, wejdź.-
Roland już trochę wystraszony przekroczył ogromną złotą bramę. Olśniewający blask oślepił rycerza. Zamrugał i zobaczył dwójkę mężczyzn siedzących na pięknych błyszczących obłokach
-Jesteś Bogiem?- zapytał Bardziej umięśnionego i wyższego z dozą niepewności bohater.
-Nie, nie – zaśmiał się.
-My przyszliśmy tu pod wezwanie bogów.-Dodał drugi.
-BOGÓW?!
-Tak, Tak , jesteśmy z innych niebios.
-Bogów jest wiele, nie nie nie to tylko sen, to tylko sen Rolandzie. Bóg jest tylko jeden, tylko nasz.
-Spokojnie, my też nie mogliśmy w to na początku uwierzyć
-A, nie przedstawiliśmy się- powiedział ten niższy wstając, -Jestem Winicjusz
- A ja Hektor,-dodał drugi
Lekko otumaniony nagłą falą niewiarygodnych informacji Roland także się przedstawił.
Nagle wszyscy się przewrócili od niewiarygodnej nieznanej siły. Usłyszeli trzy głosy.
-WITAJCIE REKRUCI, JESTEŚCIE TU Z WAŻNEGO POWODU- powiedział pierwszy głos
-TAK, NIE JESTEŚCIE PRZYPADKOWYMI OSOBAMI- dodał drugi
-ZOSTALIŚCIE WYBRANI- wtrącił się trzeci
-Dobrze, ale czemu was nie widzimy?- zapytał Hektor
Nagle błysk, a przed wojami pojawiły się trzy ogromne postacie.
-JESTEM ZEUS
-JA JESTEM JAHWE
-A JA JOWISZ
-A WIĘC WASZE ZADANIE TO ZDOBYĆ KAMIEŃ.
-Kamień?- Ze zdziwieniem spytał się Winicjusz
-NIE BYLE JAKI, FILOZOFICZNY!
-HYYY, KAMIEŃ TO PÓŁ SUKCESU.
-NASTĘPNIE KAMIENIEM OTWORZYCIE PORTAL DO 
ŚWIATA DRUIDÓW. SPOTKACIE TAM WOJOWNIKA O 
IMIENIU KORIN. RESZTĘ ZADANIA POZNACIE JUŻ W 
CZASIE MISJI.
- A WIĘC ZACZYNAMY TRANSFORMACJĘ 
CZASOPRZESTRZENI MULTIWERSUM.
-Ale, ale – Roland nie zdążył się zapytać ponieważ nagle zrobiło się ciemno.

wtorek, 13 grudnia 2016

Pole chaosu (Max, Jan)

Rozdział 1 –Pole chaosu

 Na majestatycznym statku Trojańskim Hektor przygotowywał się do największego starcia w jego życiu. Z słowami pełnymi dumy powiedział:
-Za chwilę nastąpi walka o wasze dusze i innych mieszkańców Troi, którzy liczą na nas.
 W końcu dziób statku uderzył o suchy ląd. Żołnierze z zawrotnym tempem wyskoczyli w pełnym uzbrojeniu na złoty, lśniący piasek. Ustawili się w swojej charakterystycznej falandze bacznie obserwując wrogo. Widząc pierwszy krok przeciwników ruszyli pełną parą z tarczami odbijającymi światło słoneczne oślepiając wrogów. Ich ciała wysmarowane oliwką i ich sandały powodowały zazdrość u samych bogów.
 Po chwili w samym centrum pola bitwy z głębi ziemi wyłonił się portal wypełniony duszami ludzi proszących o pomoc. Z wrót Hadesu wynurzyły się tajemnicze postacie.
Obie armie zaprzestały tymczasowo walkę wpatrując się w bezdenną otchłań.
 Kiedy gęsta mgła zaczęła częściowo zanikać sam Hektor dostrzegł troje mężczyzn z czego jeden był na pięknym uzbrojonym koniu. Hektor z wyciągniętym mieczem wykrzyczał następujące słowa:
-Odejdźcie demony nie czyste, które przerwały nam ważne starcie! Powróćcie do Hadesu tam jest wasze miejsce!
Nastała chwila ciszy, która zapoczątkowała pierwsze słowa przybyszów z otchłani.
-Hade…Co? Czy ty człowieczku jesteś poważny? Przecież jestem najbardziej rozpoznawalną osobą w całej wiosce i mówienie na mnie demon zakończy się źle dla tego, który to powiedział- odpowiedział z gniewem młody mężczyzna ubrany w kaptur w szacie z aksamitu.
Słysząc słowa kompana obok dwoje wojowników zapartym tchem wyrazili swoje zdanie dezorientując Hektora.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Quartis (Szymon, Mateusz B., Lena)

Rozdział I

Każdy, choćby najdzielniejszy bohater, zawsze skończy swój żywot. Ma to związek z tą historią, którą zamierzam wam opisać. Przedstawię teraz czterech walecznych wojowników, którzy zupełni nieświadomie spotkali się w zaświatach, po śmierci. Trojanin, Polak, Rzymianin oraz Francuz. Można by też rzec Hektor, Korin, Winicjusz i Roland. Stanęli w tajemniczych krainach nieznanego im do czasu fatum. Do czasu. Okryci chwałą i godnością przed obliczem Boga stali pełni wiary i nadziei, że los przyniesie im szczęście. O, Wielki siedział na tronie złożonym z puszystych obłoków szumiących powolnie na wietrze. Niemal przezroczyści aniołowie podtrzymywali jego berło. Oczy bohaterów nie mogły znieść bijącego od nich blasku.Król, zaczął nerwowo drapać swą brodę aż wreszcie przemówił.

- Witajcie – zaczął dumnie – dziś nadszedł moment waszego spotkania. Jakże jestem dumny ze wspaniałych, dokonanych przez was czynów – uśmiechnął się. - Za tę przysługę oddaną innym - ciągnął dalej – zsyłam was na Ziemię, abyście stoczyli wojnę z niezwyciężonymi dotąd siłami w postaci małych niesfornych i wrednych zarazem krasnoludów, które chcą zawładnąć światem i usunąć na zawsze waszych potomków. Dzieci w szczególności.
W tym samym momencie wszyscy czworo spostrzegli, że aniołowie zbudowali dla nich wielką salę ćwiczeń umieszczoną na jednej z chmur.

Mijały dni. Duchy mężczyzn szkoliły się długo. Z każdym dniem było coraz 
lepiej, coraz raźniej i coraz sprawniej. Pojedynki z szatanami walecznymi nie poszły wniwecz. Pewnego dnia doszli do wniosku, że aby polepszyć swoją współpracę muszą się lepiej poznać. Każdy z nich więc opowiedział wieczorem swoją historię. Najciekawsza była jednak według nich przemowa Hektora.

-Pamiętam gdy walczyłem z Achillesem, wszyscy mówili mi że nie dam rady. Działo się to podczas wojny trojańskiej. Mój wróg walczył mądrze i sprawnie i chciał mnie pokonać. Moja śmierć była porażką i poniżeniem wobec pozostałych; Achilles przywiązał moje ciało do rydwanu i obwoził pod murami miasta. Jestem jednak zadowolony, ze zginąłem honorowo. - rzekł Hektor.
-A ja miałem podobną sytuację z Kościejem - wtrącił Korin.
- Tak ale ja miałem trudniej bo walczyłem z herosem, a ty z jakimś pajączkiem. - obruszył się Hektor.
- Zapomniałeś dodać że to przerośnięty pająk.
- Kontynuując i tak byłem dzielny, że wytrwałem całe zajście, ale - jak juz wam wspominałem - przegrałem niestety.
-Ha a ja wygrałem z tym ,,pajączkiem”.
-Wiesz co, Nie wolno tak śmiać się ze słabszych - powiedział stanowczo Winicjusz. - Też kiedyś tego doświadczyłem, ale uległem miłości do pięknej Ligii, którą kochałem tak mocno, że nic już mnie z nią nie rozłączyło.

Jednak dużo czasu musiało minąć zanim przyzwyczaili się do siebie i do warunków walk w niebiosach. Dlatego od dnia otrzymania informacji o tajnej misji, zaczęli przygotowywać się indywidualnie do Wielkiej Próby Bogów i Dusz, która miała odbyć się dwadzieścia jeden dni przed wojną niebiańsko-ziemską. Wszyscy mieli nadzieję, że już niedługo zyskają sekretne wieści dotyczące ceremonii i wojny. Właśnie wtedy między Korinem, Hektorem, Winicjuszem i Rolandem zrodził się konflikt...





Na Granicy (Natalia, Mateusz)

                                           Na Granicy

                                                      Rozdział 1. Pakt

Jasność jak długo w niej jestem? Nie wiem, może 5 lat albo minut. Poczucie czasu nie istniało w tym świecie. Kim jestem? Wiem Jedno nazywam się Korin. Wspomnienia wyblakły, widać je jakby przez mgłę. Nie wiem czy światłość mnie tu sprowadziła bym stał się filozofem? W końcu mój umysł był kompletnie pusty. Od czasu do czułem czyjąś obecność. Jest nas w sumie troje. Kim oni są? Może wylądowałem w miejscu do którego trafiają potwory? Cholera ból, który przeszył moją czaszkę, był potworny. Odruchowo złapałem się za skronie. Dopiero po paru minutach uświadomiłem sobie, że już nie leżę w nicości. Opary otaczające moje ciało stały się rzadsze i cieplejsze. Mogłem wyczuć grunt pod nogami. W mgle było widać trzy postacie. Były wyraźniejsze, teraz na pewno wiedziałem, że to mężczyźni. Miałem wrażenie, że jeden miał na sobie zbroję a drugi prześcieradło. Staliśmy w kręgu nie widząc swych twarzy. Kolejny impuls przeszył moje ciało, czułem jak coś w moim umyśle zmienia się. Upadłem i dostrzegłem, że reszta moich kompanów również straciła siły. Po paru minutach impuls przerodził się jakby w szept może szmer. Ja słyszałem myśli pozostałej trójki. Wiedziałem jak każdy ma na imię, co lubi robić i jaki ma charakter. Nie spodobał mi się facet o imieniu Roland, był zadufany i pyszny. 
-Hej Roland gdzie konia zgubiłeś?-zażartowałem 
-Jak śmiesz odzywać się tak do rycerza ty łachudro?!-odparł oburzony 
Tak jak myślałem, bufon z niego i tyle. Nareszcie mgła opadła i mogłem zobaczyć twarz tych z ,którymi tkwiłem w nicości tyle czasu. Przez moją głowę przeszła fala informacji, nie może raczej coś mi je dało. Ta siła dała mi tajemniczą moc i wyznaczyła zadanie. Nie wiedziałem dokładnie na czym polegało w końcu było to krótkie polecenie. ,,Uratuj planetę Ziemię!''

Viae Eius (Zosia, Olek)

Rozdział I  
   Praojciec znowu nie spał w nocy. Męczyła go myśl, że Karrus rośnie w siłę i zmienia świat w zło, gromadząc potężną armię niedobrych ludzi, by zniszczyć światową energię. Mędrzec będący już w podeszłym wieku, rozmyślał co powinien zrobić w tej sytuacji. Czas upływał, lecz on się nie poddawał. Postanowił przyjrzeć się  herosom. Szukał bezwzględnych i  niewzruszonych bohaterów, którzy za wszelką cenę broniliby niewinnych, dobrych oraz skrzywdzonych przez zło ofiar. Wędrował po pętli czasu.. podczas poszukiwań zobaczył ogromną bitwę. Było to oblężenie Troi przez Greków. By ją wnikliwie obejrzeć wcielił się w postać różowego, szlachetnego wróbla . Mędrzec spotkał tu walecznego wojownika. W tajemniczy sposób dowiedział się, że ma on na imię Hektor. Przeczekał dzień, i podczas pełni księżyca dostał się do jego komnaty . Ponownie przeistoczył się w człowieka i postanowił, że porozmawia poważnie z Hektorem.
- Witaj Hektorze. Z góry przepraszam, że przychodzę w takim trudnym dla ciebie momencie, podczas toczącej się bitwy.-rzekł Mędrzec
- Kim jesteś? Jak się tu dostałeś? Jesteś greckim szpiegiem? Zaraz wezwę straż! – krzyczał Hektor nie dając dojść do głosu Praojcowi
- Nie unoś się. Nie jestem stąd. Jestem Praojcem odpowiedzialnym za cały świat i pilnuję, żeby nie zawładnął nim Karrus – władca zła.-wyjaśnił Praojciec.
- Przepraszam, to trudny czas dla mnie i Troi. Muszę stanąć na wysokości zadania, jako dowódca wojsk trojańskich. W jakiej sprawie tu przybyłeś Mędrcze? -zapytał Trojanin
- Zbieram nieustraszoną drużynę bohaterów różnych epok. Ciebie Hektorze wybrałem na dowódcę zespołu, gdyż wiem, że posiadasz niesamowite doświadczenie w dowodzeniu oddziałem na polu bitwy. – powiedział pewnie starzec.
- Zgodziłbym się, gdyby nie Troja, mój lud i moi bracia. Nie mogę ich zostawić. Potrzebują dowódcy.
- Nie martw się, zajmę się tym. Potrzebuję twojej zgody. Nie można zwlekać. Zło nigdy nie śpi.

Hektor trochę się zastanawiał, ale w końcu się zgodził.

niedziela, 11 grudnia 2016

Łowcy Południc (Jan, Patryk)

Rozdział 1- Spotkanie Bohaterów
    Filippa Eilhart z Tretogoru jest czarodziejką, która szykuje zamach  na króla Redani Radowida. Czarodziejka postanawia stworzyć magiczny portal, aby ściągnąć do siebie najmężniejszych wojów, by pomogli jej w zamachu na Radowida. Niestety myli zaklęcia i zamiast wojów ze swojego świata ściąga wojów z innych odległych światów. Teleportuje ich do Nowigradu zamiast do swojej siedziby.
   Filippa ściąga do Nowigradu: Rolanda, Winicjusza z Rzymu i Hektora z Troi. 
  Trójka pechowców ląduje wprost na łowców czarownic. Łowcy uzna, że są oni czarodziejami i wtrącają ich do lochu. W celi do, której trafiają jest tylko jeden człowiek z psem.  Mężczyzna tajemniczo spogląda na Hektora, Winicjusza i Rolanda.  
- Kim jesteście? -pyta nieznajomy.
- Mówią na mnie Hektor, jestem wojownikiem z Troi, zawsze walczę honorowo
 i nigdy się nie poddaję.

Mówiąc to, Hektor przyjmuje specjalną pozę, aby pokazać wszystkim swe umięśnione ciało.
- Ja mam na imię Winicjusz, jestem patrycjuszem z Rzymu, nie wiem gdzie jestem, ale mam nadzieję, że szybko uciekniemy z tego okropnego miejsca.
- Ja jestem Roland, jedyne co musicie o mnie wiedzieć to fakt, że jestem wybitnym wojownikiem, oraz świetnie jeżdżę na koniu, który niestety nie został tu ze mną przeniesiony.
- Od razu wiedziałem, że pochodzicie z innego świata! Ja mam na imię Korin, jestem najemnikiem i posiadam duże umiejętności w walce z żyjącymi tu potworami, a to jest mój pies Visna. Trafiłem tu z nią 500 lat temu, niestety nie mogę wam przedstawić historii tego, jak nas tu wtrącono.
- Zaraz, jeśli naprawdę siedzisz tu 500 lat, powinieneś już dawno umrzeć - stwierdza Winicjusz.
- To prawda, powinienem już dawno umrzeć. Żyję tak długo, ponieważ zanim zostałem skazany na dożywocie, ukradłem pewnej czarodziejce dużą sakiewkę magicznych ziół, których każda garść zmieszana z wodą przedłuża życie o 100 lat - odpowiada Korin.
- Czy nikt nie zastanawia się, dlaczego tak długo żyjesz?-pyta podejrzliwie Hektor.
- Tutaj strażnicy nie zwracają uwagi na więźniów, jedyne co robią to rzucają jedzenie do cel, oraz zabijają tych, których muszą - odpowiada Korin
- Można to wykorzystać do obmyślenia planu ucieczki - dopowiada Roland.
    Bohaterowie od razu zaczęli myśleć nad ucieczką z więzienia. Na nieszczęście bohaterów strażnicy zobaczyli, że obmyślają plan ucieczki i natychmiast zaalarmowali resztę. Korin, Roland, Hektor i Winicjusz, a nawet Visna zostali skazani na śmierć przez powieszenie. 
    Pięć tygodni później Sześciu najsilniejszych strażników prowadzi Piątkę bohaterów pod wcześniej przygotowane szubienice. Korin podchodzi na miejsce, które wcześniej wskazuje mu jeden ze strażników, to samo robią pozostali. Visny nie daje się powiesić, dlatego ma zostać pocięta bardzo ostrym sztyletem. 
   Człowiek, który ma zakończyć żywot Korina i reszty wojowników ustawia się na swej pozycji, wystarcza jedno pociągnięcie dźwigni, żeby zabić tych pozornie niewinnych ludzi.
   Nagle Visna wyrywa się z rąk trzymającego ją człowieka i podbiega w stronę Korina. Odbijając się na tylnych łapach przegryza sznury oplątujące szyj wszystkich czterech bohaterów. 
   Uwolnieni przygotowują się do ucieczki, Hektor za pomocą paru mocnych uderzeń powala na ziemię wszystkich strażników, Roland dba o to, by żaden z leżących na ziemi nie podniósł się i nie wezwał wsparcia, natomiast Korin i Winicjusz zabierają wszystkie elementy uzbrojenia w celu późniejszego użycia ich, lub sprzedania na targu. Nagle Visna zaczyna szczekać. Korin widząc jej zaniepokojenie spogląda tam gdzie ona i dostrzega grupę uzbrojonych ludzi biegnących w ich stronę. Szybko alarmuje resztę i razem biegną w stronę ciemnych uliczek Nowigradu.
Na ich drodze jednak staje pewna przeszkoda...

sobota, 25 czerwca 2016

Jedną nogą w pierwszej i trzeciej gimnazjum

Lista lektur

TEKSTY UŁOŻONE SĄ CHRONOLOGICZNIE, W KOLEJNOŚCI ICH OMAWIANIA NA LEKCJACH

Klasa I

Sofokles "Król Edyp" (TUTAJ)
H. Sienkiewicz "Quo vadis" (TUTAJ)
A. Sapkowski "Droga, z której się nie wraca" (TUTAJ)
J. Kochanowski "Treny" V (TUTAJ), VII (TUTAJ), VIII (TUTAJ)
E.E.Schmitt "Oskar i Pani Róża" (TUTAJ)
A. de Saint-Exupery "Mały Książę" (TUTAJ)
I. Krasicki "Bajki" (wybrane w podręczniku) (TUTAJ)
A. Fredro "Zemsta" (TUTAJ)


Klasa III

N.H.Kleinbaum "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" (TUTAJ)
A. Kamiński "Kamienie na szaniec" (TUTAJ)
I. Fink "Wariat", "Zabawa w klucz", "Skrawek czasu" (podręcznik) - z tomu "Skrawek czasu"
Z. Nałkowska "Kobieta cmentarna" (TUTAJ)
G. Orwell "Folwark zwierzęcy" (TUTAJ)
E. Hemingway "Stary człowiek i morze" (TUTAJ)
H. Sienkiewicz "Latarnik" (TUTAJ)


Edmodo dla klasy trzeciej Group Code: fpxsuf
Uwaga: należy wejść na stronę www.edmodo.com, zarejestrować się, podając w formularzu kod grupy oraz dane osobowe, które pozwolą mi rozpoznać ucznia/uczennicę (czyli nie tworzymy nicków typu "Parafinka" lub podobnych, hehhh). Portal jest zupełnie darmowy. Będzie służył do powtórek przed egzaminem. Rejestracja i wykonywanie w przyszłości zadań na portalu jest obowiązkowe (można to robić w domu lub w szkolnej pracowni komputerowej).


Ankieta dla klasy pierwszej

Uwaga, zanim oddasz głos (lub głosy, bo możesz zaznaczyć więcej niż po jednej odpowiedzi), zastanów się, przeczytaj wszystkie propozycje. Jeśli zachęcił cię tytuł jakiejś książki, najpierw poszukaj informacji o jej treści w internecie, zanim wybierzesz ten tekst na lekturę X.

LINK DO ANKIETY: T-U-T-A-J

Zadania na blog dla chętnych
Podczas wakacji uważnie się rozglądaj. Może coś zainspiruje cię do wykonania poniższych zadań? Możesz wykonać jedno lub kilka. Treść wpisz na blog, otaguj etykietą "letnie zadania". Każde zadanie jest na 15/10 punktów, powinno mieć przynajmniej 180 słów. Pamiętaj, oceniam również język, interpunkcję, ortografię i akapity.


1. Napisz sprawozdanie z pobytu w ciekawym miejscu. Stosuj schemat: gdzie, kiedy, co widziałeś, opisz szczegółowo przynajmniej jeden obiekt/miejsce, twoja opinia o tym miejscu (co ci się podobało, czy je polecasz?). Możesz dodać maksymalnie trzy zdjęcia.

2. "I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego..." Wyobraź sobie, że w miejscu, w którym znalazłeś się na wakacjach, odkryłeś portal do innego świata. Napisz opowiadanie z elementami fantasy lub SF. Możesz dołączyć maksymalnie dwie własnoręcznie narysowane/namalowane ilustracje.

3. Napisz recenzję książki przeczytanej podczas wakacji (nie może to być lektura - przeszła, obecna, ani przyszła). Jeśli potrzebujesz wskazówek, co powinno się znaleźć w recenzji, zobacz TUTAJ.


wtorek, 29 marca 2016

Początki dyrektora Kriestoobriadników, w gimnazjum.


CC All right reserve
CC All right reserve
Po wakacjach letnich we władzach gimnazjum w Klerykowie doszło do gruntownych zmian personalnych. Najważniejsza z nich dotyczyła stanowiska dyrektora szkoły. Po przejściu dotychczasowego dyrektora na emeryturę, zastąpił go Kriestoobriadnikow. Przy pomocy nowego inspektora Zabielskiego zaczął on realizować szeroko zakrojoną i skuteczną politykę rusyfikacji. Już w rozpoczynającej rok szkolny mowie uroczystej dał się poznać słuchaczom jako gorący patriota rosyjski. Realizowana przez niego polityka rusyfikacji opierała się na metodzie „kija i marchewki”. Z jednej więc strony, przy pomocy Zabielskiego, wprowadził Kriestoobriadnikow daleko idącą kontrolę i inwigilację uczniów. Dokonywano rewizji stancji uczniowskich, a samych uczniów śledzono i bezustannie nadzorowano. Jednym z najważniejszych efektów działań dyrektora było całkowite wyparcie z uczniowskich stancji książek w języku polskim. Dyrektor nie wyrażał także zgody na obecność uczniów na polskich sztukach wystawianych w miejscowym teatrze. Z drugiej jednak strony, Kriestoobradnikow czynił wiele, by zdobyć sympatię i zaufanie swoich podopiecznych. Okazywał daleko idącą wyrozumiałość, a nawet pobłażliwość wobec różnych uczniowskich wybryków. Bardzo często winy darowywał, a jeśli już nie miał takiej możliwości, starał się traktować winnych z ojcowską wręcz troską i łagodnością. Dotyczyło to zwłaszcza sytuacji, gdy chodziło o rozstrzygnięcie sporu między uczniem i nauczycielem Polakiem: dyrektor Kriestoobriadnikow stawał wówczas zawsze po stronie ucznia, a nawet w sytuacjach, w których wina ucznia była ewidentna, wstawiał się za nim i upraszał nauczyciela Polaka, aby ten darował winę uczniowi. Najważniejsze były działania Kriestoobriadnikowa mające na celu propagowanie kultury rosyjskiej, tak wśród wszystkich mieszkańców Klerykowa, jak i w szczególności wśród uczniów podległego mu gimnazjum. Najważniejszym instrumentem w realizacji tego celu były spektakle teatralne wystawiane w języku rosyjskim. Polscy uczniowie obecni na tych przedstawieniach bywali przez Kriestoobriadnikowa zapoznawani z rosyjską elitą miasta. Wywierało to na wielu uczniach ogromnie wrażenie i nastawiało pozytywnie wobec idei rusyfikacji.

Syzyfowe Prace - Wojciech W.















#1 - NonCommercial, Attribution, NoDerivatives
#2 - NonCommercial, Attribution, NoDerivatives



Był to zwykły zimowy dzień , śnieg leżący na poboczach drogi i na samej drodze był już prawie roztopiony ale Radek nie zwracał na to uwagi , miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, ,
był w trakcie podróży do Borydowa.
Jak na razie po drodze nie spotkał żadnych niebezpieczeństw, ale droga była jeszcze długa.
Nagle po prawej stronie drogi zauważył ruch , zatrzymał się myśląc że ktoś do niego idzie.
Lecz to nie był człowiek , na drogę wyskoczył całkiem duży pies. Ostrożnie podszedł do Radka i zaczął go wąchać. Radek nie do końca wiedząc co robić, zaczął głaskać psa. Rozejrzał się za właścicielem, kiedy nagle zobaczył człowieka w żołnierskim mundurze, który powoli szedł w jego stronę. Był to na pewno jakiś inspektor czy ktoś taki.
[Inspektor] - Witajcie obywatelu , dokąd idziecie?
[Radek] - Do Borydowa, mam tam sprawy do załatwienia.
[I] - Hm... nie polecam. Rosjanie robią tam istne czystki , okazało się, że wiele osób w Borydowie czyta zakazane książki i działa przeciwko naszym okupantom.
[R] - Ale ja muszę , to pilne.
[I] Przecież nie zatrzymuję. To tylko przyjacielskie ostrzeżenie.
[R] - A tak właściwie to dlaczego tam nie jesteś? Wyglądasz na jakiegoś inspektora. Masz Rosyjski mundur.
[I] - Mam tu stać i mówić ludziom, że jeśli pójdą dalej to już są straceni.
Nie zwracając uwagi na inne pytania Radka poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaka samego. Radek jeszcze nigdy tak szybko nie podjął decyzji, żeby posłuchać nieznajomego.











 

poniedziałek, 28 marca 2016

,,Miłość Andrzeja Radka'' - Marcin S.


 BY-ND Flickr, Clarie Murphy










BY-NC Flickr, Cams











Andrzej Radek po zdaniu matury poszedł na uniwersytet Jagieloński. Obiecał to sobie po śmierci Kawki. Jędrek dotarł do Krakowa. Był świt. Słońce powoli wynurzało się za horyzontu. Miasto było powite lekką, poranną mgłą. Na końcu brukowanej drogi, znajdującej się pomiędzy kamienicami był stary budynek. Był to budynek uniwersytetu Jagielońskiego zbudowanego z czerwonych cegieł. Budowla miała dwa piętra, nad wejściem wisiał kamienny orzeł - herb polski. Na drugim piętrze już zaczynał się wykład, gdy nagle do sali wszedł wysoki, umięśniony blondyn. Był ubrany w niebieski stary mundur. Na plecach miał drewniany, poobijany plecak. To był Jędrek. Rozejrzał się po sali i zobaczył jedyne wolne miejsce przy ścianie. Usiadł tam. Podczas mowy rektora Andrzej zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wtedy ujżał że koło niego po prawej stronie siedzi piękna studentka. Miała brunatne włosy. Radek zakochał się od pierwszego spojrzenia. W tajemnicy przed wszystkimi spotykali się po wykładach. Ona pomagała mu z matematyką, a on jej dawał korepetycje z rosyjskiego. Lecz miłość ta była krótka. Ukochana Andrzeja została aresztowana, ponieważ uczyła po polsku młodszych polaków, utrudniała rusyfikacje i pożyczała im książki zakazane. Jędrzej szedł akurat do niej, gdy zobaczył jak wyprowadza ją policja. Szybko do nich podbiegł.
 - Co się stało? - ledwo co wydukał zaskoczony Andrzej - Dlaczego ją aresztujecie?
- Takie rozkazy - odpowiedział niewzruszony policjant - Podobno podburzała ludzi przeciw carowi
 - To nie prawda - krzyknęła sympatia Andrzeja - nie słuchaj ich!
 - Zamknij się! - warknął drugi, niższy policjant - a może ty jej pomagałeś?
 - Nie - odparł nie pewnie Andrzej - ja nie mam nic z tym wspólnego Po aresztowaniu Jędrek się załamał i opuścił w nauce. Zdołowało go to że dał im zabrać swoją miłość i wyparł się jej. .

sobota, 26 marca 2016

Biruta na górce u Gontali. Alina .R



sarah_jordan, CC BY NO ND








Yussif Arellano ,CC BY NO ND




Lemsipmatt , CC BY SA






Kirrus,CC BY SA
Nastał kolejny piękny dzień ,Marcin Borowicz wstał taki wypoczęty i wyspany z uśmiechem na twarzy jakiego dawno nie miał .W gimnazjum na lekcji Radek zapytała się Borowicza , R: dlaczego jest taki od rana uśmiechnięty ?,(a Marcin odpowiedział ) B: postanowiłem się w końcu odezwać do Biruty i zaprosić na górkę u gontali. R :Po co nam tam ona ?,Ale tak to fajnie że się do niej odezwiesz ale myślę że lepszym pomysłem było by gdybyś z tym zaproszeniem do gontali zaczekał . B:Dlaczego mam z tym zaproszeniem zaczekać ? R:Nie wolał byś z nią porozmawiać ,dowiedzieć się coś o niej zobaczyć czy jest zainteresowana znajomością z tobą B:Masz racje zaczekam, ale dzisiaj do niej zagadam a za 3 dni zaproszę ją. Po skoczeniu lekcji chłopcy spotkali się na górce u gontali .To był młyn ,jest on wysoki ,ale w środku jest średnio-mało miejsca .W środku młynku były stare meble a w nich poukrywane polskie książki .Chłopcy rozmawiali o tym jak nie narażać się inspektorowi i dyrektorowi .Chłopcy nie dokończyli rozmowy ponieważ ktoś się kręcił przy młynie .Marcin szedł przez park do kwatery ,zobaczył w parku czytającą książkę Birute więc usiadł przy niej i zaczął czytać. B:(Marcin postanowił się przełamać i odezwać do Biruty)Hej jestem Marcin Borowicz ,a ty jak się nazywasz ? A:Jestem Anna Stogowska ale wszyscy mówią Biruta ,miło mi cię poznać B:Zauważyłem że bardzo często czytasz książki ? A:Tak a nawet bardzo często czytam B:Dlaczego czytasz ? A:Czytam ,bo pozwala mi to się przenieść w miejsce o którym czytam ,sam spróbuj :) B:nie muszę od też bardzo lubię czytać. Zaczął padać deszcz a Marcin i Biruta siedzieli na ławce i rozmawiali .Kiedy zaczęło się ściemniać Marcin postanowił odprowadzić Birute do domu , i tak zrobił .Pod domem Biruty, Marcin zapytał się Anny czy jutro pójdzie z nim do młyna na górce u Gontali ,Anna się zgodziła . To była bardzo kluczowa sytuacja pogniewasz Marcin od Dawna chcę się przedstawić i poznać z Biruta i w końcu to zrobił ,stali razem pod domem Biruty w lekkim strachu przed tatą Biruty .Marcin był cały mokry ale i uśmiechnięty i szczęśliwy ,Biruta tez była mokra i szczęśliwa że Marcin w końcu się do niej odezwał i spędzili miło czas na rozmowie .Na drugi dzień ,po lekcjach Marcina i Biruty wybrali się do młyn. W Młynie tak się spadało Birucie ze nie chciała wyjść bo Marcin zaczął jej czytać po polsku literaturę polską.

Syzyfowe Prace (Pierwsze dni w Rosji Biruty) - Bartosz.S

....Mariusz Kluzniak, BY-NC-ND
....
Jim Clark, BY
Biruta wyjechała do Rosji z niechęcią na prośbę ojca pozostawiając przyjaciół i ukochanego Borowicza. Pierwsze dni Biruty w Rosji bardzo ciężkie, tęskniła za szkołą, znajomymi i za krajem. W głębi duszy czuła się Polką i nie było jej łatwo przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Nie mniej jednak dla dobra ojca i rodzeństwa starała się nie okazywać smutku i poznać nowe obyczaje. Ponieważ była nieśmiała i zamknięta w sobie nie umiała nawiązać kontaktów z innymi rówieśnikami. Na szczęście okazało się, że nie daleko, w kamienicy obok jej sąsiadką jest dziewczyna, która była w podobnej sytuacji i również pochodziła z Polski. Dziewczyny od razu przypadły sobie do gustu. Okazało się również ,że są zapisane do tej samej szkoły. Codziennie razem chodziły do szkoły i siedział razem w tej samej ławce. Po paru tygodniach poznała również nowego kolegę który dopiero dołączył do klasy, po miesiącu znajomości zaczęli ze sobą chodzić a Biruta powoli zapominała o dawnej miłości. Jak się okazało pierwsze dni w obcym kraju nie były takie straszne. Biruta nie potrzebnie się martwiła. Mimo wszystko w głębi duszy marzyła o powrocie do Polski.

czwartek, 24 marca 2016

Martyna ,,Syzyfowe prace" (fanfik pt. ,,Jeden dzień z życia młodego Nogi'')


French World Citizen, Flickr CC BY ND
soundslogical, Flickr CC BY SA ND
             Kiedyś, dawno temu żył młody, pewny siebie, wysoki chłopak. Nazywał się Szymon Noga. Nie było człowieka w okolicy Gawronek, który by go nie kojarzył. Szymon słynął z polowań, był młodym, zapalonym myśliwym.                                                                                                                   Pewnego dnia, Noga wybrał się do lasu. Oczywistym jest, że nie na zbieranie grzybów, tylko na wielkie polowanie, o którym marzył całymi dniami odkąd skończył mu się szlaban domowy. Młodzieniec miał świadomość, że za plecami ma ochroniarzy, jak to w szlacheckich rodzinach, ale to go nie zniechęcało do ucieczki w las. To był piękny, majowy poranek i Noa nie miał zamiaru nie skorzystać z tej okazji. Szymon wyciągnął spod łóżka strzelbę. Strzelba wręcz lśniała, bo Noga bardzo o nią dbał. Po wyciągnięciu broni Szymon z zachwytem i szczyptą adrenaliny schował się za gankiem z nadzieją, że nikt go nie zauważy. Plan się powiódł. Następnie cichutko, na paluszkach wyszedł z domu i na dobre przekroczył bramy posiadłości. Oblewała go wewnętrzna duma i radość z powodu powodzenia głównej części swojego planu na ten dzień.                                                      Po tym incydencie pozostało mu pójść na polowanie, ale przedtem wziąć ze sobą swojego przyjaciela. Najlepszym kolegom Nogi niegdyś był Franek Stasiuk. Szymon bardzo lubił Franka, ale rodzice Nogi nie akceptowali tej przyjaźni, bo uważali, że ma na chłopca zły wpływ, poza tym rodzina Stasiuka była niższym szczeblem społecznym. Pomimo wielu wcześniejszych upomnień w związku z tą przyjaźnią, Noga nie miał zamiaru jej kończyć. Chłopcy zawsze spotykali się pod starą topolą, skąd wyruszali do lasu na polowania i tak też było tym razem. Młodzieńcy tamtego dnia nastawili się głównie na kaczki. Zawsze przed łowami określali na jakiej zdobyczy im zależy głównie. Gdy chłopcy dobiegli już ścieżyną do najlepszego miejsca na swoje działania, schowali się w krzakach i czekali. Franek był z Szymonem umówiony, że, jak któryś ujży kaczkę to krzyczy i strzela. W ten sposób szybciej mogli namierzać swą zdobycz. Po kilkunastu minutach pojawiły się pierwsze, latające nad strumieniem w lesie ofiary. Dla chłopców była to nie tylko rozrywka, ale także rywalizacja pomiędzy nimi. Pierwszą kaczkę postrzelił Noga, jednak zaraz potem następną dorwał Stasiuk.                   Finalnie młodzi mężczyźni upolowali 7 kaczek z czego jedną nie można było stwierdzić, który postrzelił, więc uznali tamtą wycieczkę remisem. Potem, jak zawsze wracając dumnie z polowania, chłopcy przechadzali się po domkach w bocznych uliczkach i sprzedawali kaczki. Mieli już parę lokalizacji, które były sprawdzone pod względem kupna ich zdobyczy. Wszystkie pieniądze, które podczas tego zbierali, zostawały dla Franka, ponieważ Szymon zawsze miał pieniędzy pod dostatkiem, a Stasiukom czasem na chleb brakowało. Gdy już sprzedali wszystkie kaczki, powoli wracali do domów. Podczas powrotu nie było czasu na nudę, ponieważ ciągle opowiadali sobie nawzajem swoje historie na temat polowania, czy tego, co się dzieje u nich w domu.                                      
           Podczas tej miłej pogawędki chłopcom przerwał rozmowę widok pięknej dziewczyny. To była Jadzia Pakulska, najładniejsza dziewczynka w Gawronkach. Miała lśniące dwa, blond warkocze i piękny, duży uśmiech. Szła z koszyczkiem, pewnie do sklepu. Franek i Szymon nie mogli się napatrzeć, co dziewczyna szybko zauważyła i skręciła w inną ulicę. Ten gest Jadwigi bardzo zaniepokoił lub wręcz zniesmaczył młodych myśliwych. Do końca drogi powrotnej Panowie mówili o dziewczynie. Nawet nie zauważyli, że piąty raz przechodzą obok starej topoli. Kobietka namieszała im w głowach. Po pewnym czasie Franek zwrócił uwagę, że trzeba rzeczywiście iść już do domu, bo się robi ciemno.                           Młodzieńcy żegnając się stwierdzili, że następnego dnia nie pójdą polować tylko spróbują porozmawiać z piękną, niebieskooką Jadzią i może się do nich przekona.                                                             Tamten dzień skończył się dla Nogi wyjątkowo dobrze i potem wspominał go przez kilka następnych lat.

Syzyfowe prace- Zuza


BY,Flickr,Loz
.BY,Flickr,Moyan Brenn
 Pewnego słonecznego marcowego dnia Marcin Borowicz z matką przyjechał do gimnazjum klasycznego w Klerykowie  na egzamin. Kilka dni później po egzaminie z języka polskiego Marcin zamieszkał u Starej Przepiórzycy na stancji. Marcin był bardzo pilnym uczniem w szkole, lecz nie uczuł się dobrze ani w szkole ani na stancji. Jego koledzy źle go traktowali a Marcin przez to czuł się samotny i przez to że nie mógł zobaczyć się z rodzicami. Pewnego dnia do stancji przyjechała matka Marcina, gdy weszli do środka stancji nagle coś zwróciło ich uwagę. Dziwny zapach roznosił się po całej stancji. Z każdą chwilą zapach był coraz bardziej intensywny.
Nie musieli czekać długo aby zorientować się, że w powietrzu unosi się dym. Zdawało się, że jego źródło znajduje się w kuchni z kominka. Marcin  pobiegł szybko do kuchni a matce kazał wyjść na dwór. Gdy Marcin dotarł do kuchni stara Przepiórzyca stała na środku kuchni otoczona ogniem, Marcin pobiegł szybko do łazienki i zaczął gasić płomienie wiadrami wody ale to nic nie pomagało ogień rozprzestrzeniał się. Przepiórzyca miała już poparzone ręce, nic już nie dało się zrobić. Przepiórzyca krzyczała żeby Marcin uciekał, żeby ją zostawił bo i tak już nic nie zdziała. Marcin po kilku minutach wyszedł ze stancji kilka minut później cała stancja była już w płomieniach. Marcin nie mógł pogodzić się z tym, że zostawił tam panią Przepiórkowską. Niedługo po tym zbiegli się ludzie i pomagali jak tylko mogli. Po długich godzinach ugaszania pożaru w końcu się udało . Matka Marcina po tym ciężkim dnu zabrała go do domu. Po kilku miesiącach Marcin dostał promocję do klasy pierwszej.
 BY-NC-ND, Flickr, Ben Russel

Syzyfowe Prace - Filip D.


CC SA BY - Flickr, paukrus
CC BY - Flickr, mricon

Ostateczny wybryk Zygiera w nowej szkole

Na pierwszej lekcji języka polskiego w szkole Klerykowskiej, Bernard Zygier wstrząsnął resztą klasy swoją recytacją "Reduty Ordona". Pokazał, że kocha swój kraj, Polskę, i że jest patriotą. Sztetter był dumny że jego nowy uczeń jest tak rozumny. Wychodząc z klasy, uczniowie podziękowali mu, że dzięki niemu odezwała się w nich polskość i chęć by walczyć o swój kraj. Wiersz ich bardzo wzruszył. Dnia następnego wchodząc do tej samej klasy, uczniowie zasiadli w ławkach i czekali na rozpoczęcie się lekcji. Zygier był już gotowy do rozwiązywania zadań. Gdy nauczyciel, Sztetter, wszedł do klasy, uczniowie powitali go i lekcja się zaczęła. Bernard biegle rozwiązywał zadania przy tablicy, ale inni uczniowie również chętnie się zgłaszali i byli bardziej otwarci. Mówili tylko w języku polskim, czym zdziwił się nauczyciel. Uczniowie zaczęli nadużywać jeżyka w obrębie całej szkoły. Razem z Zygierem, czytali książki po polsku, co było zakazane. Robili oni co chcieli i nie zważali na zakazy. Jego inicjatywa nie spotkała się z aprobatą Dyrektora i Inspektora. Kazali usunąć Sztettera i zlikwidować lekcje języka polskiego. Zbuntowani uczniowie wyszli im na przeciw. Zygier na czele buntowników, dalej robili co chcieli, czytali, pisali i mówili po polsku. Dalej walczyli o możliwość używania języka polskiego na codzień i pozbycia się zaborców. W ostateczności, Zygier był proszony do gabinetu Dyrektora. Dostał Wilczy bilet, został usunięty ze szkoły. Jego klasa była bardzo zła z tego powodu, nie chcieli aby on odszedł. Zygier został ich motywacją i mimo tego że już go z nimi nie było, wierzyli dalej w odzyskanie swojego języka i kraju.

poniedziałek, 21 marca 2016

,,Syzyfowe Prace" Jakub.J

.tu pomiędzy kropkami wklej obrazki jeden pod drugim.




.tu pomiędzy kropkami wstaw opis.
25 dzień powstania
 Zostałem ranny przyniesiono mnie do szpitala polowego. Zaopiekowała się mną przecudna Helenka. Jej troska o mnie jest wzruszająca. Pomimo bardzo ciężkich  warunków jest stale uśmiechnięta i pełna radości.  Pod wieczór przyszła mi podać leki i wymienić zakrwawiony bandaż zauważyła, że  jestem smutny usiadła obok mnie i próbowała mnie pocieszać. Nasza rozmowa była długa i interesująca. Niestety została ona przerwana wezwaniem jej do opieki nad nowymi rannymi.
26 dzień powstania.
Rano po śniadaniu dowiedziałem się o rzeczach, które wywołały we mnie ogromne wyrzuty sumienia, dotyczyły tego że nie mogę pomagać moim kolegom walczącym w powstaniu. Po południu czułem się coraz gorzej, gorączka zaczęła wzrastać, a zraniony bark dostarczał mi więcej bólu. Tadeusz, pobiegł po Helenkę, powiedzieć jej, że potrzebna jest dla mnie pomoc. Leżałem półprzytomny na łóżku zaczynając majaczyć, opatrunek założony dzisiejszego ranka zaczął mi przeciekać i krew znajdowała się na poduszce. Helenka przybiegła do mnie z pomocą zaczęła od zmiany opatrunku, niestety okazało się że do mojej rany wdało się zakażenie, co spowodowało nagłe pogorszenie mojego zdrowia.W szpitalu nie było warunków, na to aby mnie operować, ponieważ byli powstańcy którzy o wiele bardziej potrzebowali pomocy lekarskiej. Noc była dla mnie koszmarna, jedyną rzeczą która dawała mi siły, była Helenka siedząca całą noc przy mnie i trzymająca mnie za rękę.
30 dzień powstania.
Po ciężkim dla mnie czasie, w końcu udało mi się odzyskać stracone siły, zakażenie nie zagrażało mojemu zdrowiu, dlatego zostałem wypisany ze szpitala. Stanąłem u boku moich kolegów, aby móc dalej walczyć z nimi w powstaniu. Do dzisiejszego dnia siły do wszystkiego daje mi moja ukochana Helenka, nasza miłość jest prawdziwa, ponieważ zbudowana na cierpieniu i trosce o drugiego człowieka.
Ostatni dzień powstania; październik 1864
Powstanie zakończyło się klęską, tysiące niewinnych ludzi oddało za nasz naród swoje życie. Został mi odebrany mój majątek, została mi z niego niewielka część. Jedyną rzeczą, którą będę wspominał dobrze, jest moja żona- Helenka.


Syzyfowe Prace- Dawid


........
tu wpisz cały tekst fanfiku
zesłanie wujka borowncza do łagru


Pewnego ciepłego zwykłego dnia podczas pracy we wsi do wujka Borowicza przyszedł list z powiadomieniem o rozkazie od rosyjskich zaborców od wrócenie do łagr. Wujek Borowicza był bardzo zaskoczony i przestraszony tym listem  ponieważ to oznaczało porzucenie dobytku oraz pracowanie aż do śmierci. Po tym liście wujek Borowicza chciał jak najszybciej o tym powiadomić Marcina. Wiec w tej sytuacji powiedział Nodze aby pojechał po Marcina , a gdy Marcin będzie już  z powrotem w domu to opowie o tym wszystkim. Gdy już Marcin wrócił z Nogą na wieś wujek Marcina był bardzo zdołowany tą wiadomością. Marcin ze szczęście o wiadomości wrócenia i spotkania się ze swoim wujaszkiem zmieniła się w smutek. Marcin w takiej sytuacji się spytał wujka:
(M)- Co się wydarzyło  wujku żeś jest taki smutny.
Wujek mu odparł ze łzami w oczach i roztrzęsieniem.
(WM)- Mój drogi. Nie myślałem że to może mnie zastać...
Wuj Marcina z myślą o wyjeździe do łagr nie potrafił się wysłowić.
(M)- Co? Czy to coś poważnego ? Może jakoś mogę tobie pomóc?
(WM)- Niestety Marcinku nie masz takiej możliwości.
Wujek przekazał Marcinowi list z wezwanie do łagr na Syberii. Po przeczytaniu tego listu przez Marcina przekazał go ze zmartwieniem Nodze.
(M)- Ale jak to wezwanie do łagr? Tak nagle, z rozkazem ?! Jak to w ogóle możliwe?
(WM)- Niestety nie mogę na to ci odpowiedzieć.
Ze smutkiem odparł Wujek Marcina. W ten Noga powiedział
(N)- Po panicza przyjdą za nie pełne 2 tygodnie.
(WN)- Widzisz Noga... Niestety nic na to nie poradzę.
(N)- A co z pańskim dobytkiem???
(WN)- Cała wieś oddam wam. Marcinowi dam całą resztę moich pieniędzy aby mógł dobrze zacząć w życiu. A tobie noga dam wieś abyś mógł zarabiać  oraz abyś miał miejsce do funkcjonowania. Oczywiście do mojego dobytku będzie miał prawo Marcin.
A więc tak ta rozmowa przybiegła. W smutku i rozpaczy. Po minięciu tych 2 tygodni zgodnie z informacjami zawartymi w liście przyszli po Wujka Borowicza Rosjanie. Wuj nie stawiał oporu przeciwko zaborcą. Ze smutkiem i rozpaczą odjeżdżał Wujek do łagr. Marcin i Noga patrzyli jak odjeżdża na ciężkie roboty na Syberię. Po 2 miesiącach przyszedł do Marcina list z powiadomieniem, że jego wujek zmarł w wyniku wycieczenia na Syberii. Marcin nie był w stanie zaakcentować tej wiadomości. Lecz w trakcie tych 2 tygodni przed wyjazdem wuja na Syberię już się liczył z tą wiadomością, także nie chciał popełnić tych głupot i żyć dalej oraz staranie się o lepsze życie, które tak bardzo chciał Wujek Borowicza przed śmiercią. Cała ta akcja odbywała się w większości na wsi w latch od 1879 do 1881.

Syzyfowe prace - Gabrysia

Carol Von Canon, BY NC ND




Hong Chang Bum, BY NC  ND
Po wyjeździe z Rosji Anna jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Razem z ojcem i rodzeństwem zamieszkali w Moskwie, mieście tętniącym życiem. Jej tata bardzo wcześnie wychodził do pracy i wracał późnym wieczorem. Na Birutę spadły więc wszystkie obowiązki domowe jak: sprzątanie, pranie, gotowanie i opieka nad rodzeństwem. Zaprowadzała i przyprowadzała je ze szkoły i pomagała w nauce. Mimo tych wszystkich obowiązków, które miała oraz rozpaczy z powodu opuszczenia Polski i Marcina, ciągle świetnie się uczyła. Całymi nocami zakuwała do egzaminów i potajemnie czytała polską literaturę. Z powodu zamknięcia się w sobie i nieufności wobec Rosjan nie miała właściwie żadnych koleżanek. Zmienił się także jej wygląd, Anna obcięła swoje niegdyś długie włosy w kolorze mahoniu, zaczęła się garbić, z jej twarzy już całkowicie zniknął uśmiech. Pewnego dnia, gdy jak co dzień pochłonięta była pracami domowymi, do drzwi zapukał szef jej ojca, który przekazał tragiczną wiadomość o jego śmierci. Tata Biruty w drodze do pracy został potrącony przez powóz i zginął na miejscu. Anna nie mogła w to uwierzyć. Mimo złości do ojca, bardzo go kochała. Po kilku minutach trwania w odrętwieniu łzy zaczęły płynąć z jej oczu strumieniami. Nie miała pojęcia jak powie o tym rodzeństwu. Najdelikatniej jak umiała opowiedziała im o śmierci taty zaraz po ich powrocie ze szkoły. Rodzeństwo zniosło tą nowinę dużo lepiej od niej samej. Zasmuceni, w milczeniu przytulili siostrę. Po kilku dniach odbył się pogrzeb, na który mimo małej ilości znajomych w Moskwie przyszedł tłum ludzi. Kilka tygodni po pogrzebie Anna skończyła szkołę i rozpoczęła pracę jako guwernantka. W utrzymaniu całej rodziny pomogły też całkiem spore oszczędności ojca. Biruta była już także pełnoletnia, więc mogła przejąć opiekę prawną nad resztą rodzeństwa. W dalszym ciągu korespondowała ze swoimi przyjaciółmi z Polski i bezustannie myślała o Marcinie. Pewnego wieczora usłyszała głośne pukanie do drzwi i nie pytając „kto tam” otworzyła je. - Marcin? – wymamrotała zdumiona - Aniu, jestem - odpowiedział - Skąd Ty tutaj? – zapytała i nie czekając na odpowiedź rzuciła się Marcinowi w ramiona ze łzami w oczach. Zaprosiła go do środka i długo ze sobą rozmawiali. W ciągu kilku godzin zdołali wreszcie wszystko sobie wyjaśnić. Okazało się, że po wyjeździe Anny, Marcin nie mógł znaleźć sobie miejsca w Polsce i mimo wielkiej niechęci do opuszczenia ojczyzny postanowił jednak wyjechać. Z powodu tęsknoty za Birutą znalazł pracę w Rosji, aby być choć trochę bliżej niej. Anna poprosiła Marcina, aby zamieszkał z nią i jej rodzeństwem. Po kilku miesiącach wzięli ślub, a po dwóch latach wszyscy razem wrócili do ukochanej Polski.

niedziela, 20 marca 2016

Syzyfowe Prace - Alicja H.

Nazywam się inspektor Zabielski i zostałem skierowany do gimnazjum klerykowskiego, aby zaprowadzić w nim porządek, który umożliwi właściwe ukształtowanie charakterów młodych Polaków. Powinni oni znienawidzić Polskę, a pokochać wielką Rosję. Mieszkańcy Klerykowa to ludzie prości, o ciasnych poglądach. Myślę, że w łatwy sposób uda mi się urobić większość tych dzieciaków, tak, aby osiągnąć swój cel. Polacy to naród bierny i niezdolny do żadnego działania. Nie można dopuścić, żeby odrodził się w nich duch walki i patriotyzmu. W klerykowskim gimnazjum główną moją uwagę zwrócił Marcin Borowicz, który był przykładem typowego polskiego ucznia. Ojciec jego to były powstaniec, którego nie było stać na prywatnego nauczyciela i dlatego syn trafił do szkoły powszechnej. Nie był świadomy, co to patriotyzm i miłość do ojczyzny. Tym prościej będzie mi go przerobić na dobrego Rosjanina. Na początek zakazałem mówienia i czytania po polsku.
Przygotowałem szczegółowy schemat postępowania z uczniami, który zawierał rewizje, podsłuchy na stancjach i szpiegowanie na każdym kroku. Jednak nie wystarczy tylko karać, trzeba też nagradzać. Postanowiłem dlatego bliżej zaprzyjaźnić się z Borowiczem, aby wyciągnąć z niego więcej informacji na temat jego kolegów. Nawiązałem z chłopcem bardzo dobre stosunki. Najpierw wyróżniłem go na lekcji języka rosyjskiego, doceniając jego udział w amatorskim przedstawieniu teatru rosyjskiego. Potem poszło już łatwo. Chłopak czuł się dumny z życzliwości, jaką go otaczam i tego, że traktuję go jak swojego przyjaciela. Niestety sytuacja znacznie się skomplikowała, a nawet wymknęła spod mojej kontroli. Marcin zauroczył się, za sprawą Mickiewicza, poezją polską. Obudziło się w nim poczucie tożsamości narodowej. Uczniowie zaczęli czytać polską literaturę po kryjomu. 
Na pewno wyśledzę gdzie i kiedy to robią. Matka Rosja musi postawić na swoim, bo to przecież ona jest wielkim i znaczącym narodem.

Public Domain Licensing:

sobota, 19 marca 2016

Syzyfowe Prace - Jakub R.

NC ND, Flickr, CameliaTWU











NC ND, Flickr, Boston Public Library



























































































Był to piękny dzień. Pan Majewski właśnie wszedł do szkoły w Owczarach, gdzie chciał zacząć swoją karierę jako nauczyciel. Był on ubrany w lekko pobrudzony frak oraz dziurawe w kolanie spodnie. Miał zaczesane elegancko blond włosy. Przynajmniej 'elegancko' w jego rozumowaniu. Było południe, 27 września, więc uczniowie spoglądali na mężczyznę, gdy rozmawiali na korytarzach i wytykiwali jego ubranie. Majewski skierował się do biura dyrektora szkoły i zapukał, gdy dotarł.

-Voyti! [Wejść!]

 Usłyszał głos i posłusznie wszedł to pokoju. Za niewielkim biurkiem zobaczył dyrektora szkoły - pana Kriestoobriadnikowa. Był to łysiejący już mężczyzna, z szarą brodą, którą można się pochwalić. Ubrany był w formalne ubrania, jak porządny człowiek powinien.

-Mayevskiy! Podses! [Pan Majewski! Proszę usiąść!]

-Spasibo, direktor. [Dziękuję, dyrektorze.]

Majewski usiadł i poprawił frak.
-Vy khotite rabotat zdes delat, eto pravil'no? [Chce pan tu pracować, tak?]

 Spytał się dyrektor.

-Da, direktor. Ya vsegda khotel byt uchitelem. [Tak, panie dyrektorze. Zawsze chciałem być nauczycielem.]

 Majewski kiwnął głową, a Kriestoobriadnikow złożył razem dłonie i spojrzał na niego. Wyglądałby groźnie, gdyby nie uśmiechał się.
-Pochemu? [Dlaczego?]

-Ya ne uveren, no mne nravitsya peredavat znaniya drugim. [Nie jestem pewien, ale lubię przekazywać wiedzę innym.]

 Dyrektor coś mruknął pod nosem, po czym zapisał coś w zeszycie na biurku. Majewski nie widział, co to było.

 -Drugoy vopros, Mayevskiy. Chto vy prepodayete? [Inne pytanie, panie Majewski. Czego chce pan uczyć?]

To pytanie zaskoczyło Majewskiego. Nie był sam pewien, czego chce dokładnie uczyć. Polskiego nie może i nie chce - chce mieć spokój, nawet wyrzekł się swojego polskiego pochodzenia.

-Ya ne znayu, direktor. [Nie wiem, panie dyrektorze.]

Powiedział po chwili ciszy. Dyrektor znów coś zapisał w swoim zeszycie, po czym odłożył pióro.

-Ya ponimay, Mayevskiy. [Rozumiem, panie Majewski.]

Dyrektor szybko spojrzał na swój zegarek, po czym wstał i podniósł niewielką teczkę z pod biurka.

-Mne ochen zhal, no ya zabyl, chto u menya seychas vazhnaya vstrecha. [Przepraszam, ale zapomniałem, że mam teraz ważne spotkanie.]

 -Chto? [Co?]

 Majewski był zaskoczony i lekko oburzony tej nagłej zmianie.

-Ya khotel by ostat'sya dol'she, no zaplanirovannaya vstrecha s g-nom oprometchivo. Davayte vstretimsya zavtra v to zhe vremya, ne tak li? [Chciałbym zostać dłużej, ale zaplanowałem spotkanie z panem nierozważnie. Spotkajmy się jutro, o tej samej porze, dobrze?]

Majewski wstał, zdenerwowany, lecz nie pokazywał tego. Nagle do pokoju wszedł pewien mężczyzna, którego nie rozpoznał.

-Zabielskij zhdet- [Zabielskij czeka-]

-Ya znayu, ya znayu! Ya budu! [Wiem, wiem! Zaraz będę!]

Kriestoobriadnikow przerwał mężczyźnie wpół zdania, a ten kiwnął głową i szybko wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Dyrektor uśmiechnął się i kiwnął głową, spoglądając na Majewskiego.

-Yeshche raz, ya gluboko izvinyayemsya. [Jeszcze raz najmocniej przepraszam.]

 Otworzył drzwi i wypuścił Majewskiego, po czym sam wyszedł i zamknął drzwi. Majewski wyszedł z budynku szkoły, po czym kopnął kamień tak mocno, że uderzył jakąś kobietę w brzuch.