niedziela, 24 maja 2015

Jan Vermeer van Delft (Ala)

Napisz opowiadanie na temat Moje spotkanie z artystą malarzem w jego pracowni. Krótko
scharakteryzuj artystę i zastosuj słownictwo związane ze sztukami plastycznymi (szczegóły zadania w zeszycie).



"Holenderska Mona Lisa"
                                                               

     Dzisiejszej nocy nie zmrużyłam oka. Siedziałam przy oknie, patrząc w pogrążony w ciemnościach krajobraz, jakbym mogła z niego odczytać przyszłość. Byłam bardzo podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Ojciec powiadomił mnie, że jutro odwiedzimy pracownię wielkiego mistrza Vermeera, który zgodził namalować się mój portret. Jest to niezwykle fascynujące, już choćby z tego powodu, że ja, córka piekarza, będę modelką znanego i szanowanego malarza, a po drugie, że będę miała portret-prawdziwy, namacalny obraz mojej osoby. Cały dzień zastanawiałam się, w co się ubiorę, czy dobrze będzie założyć brązowy kubrak i do niego ten cudowny, egzotyczny turban, który dostałam w prezencie od ojca. Czy przyozdobić uszy perłami, czy może rubinami. Co zrobić, by wielki artysta zechciał mnie namalować.

     Rano szliśmy ulicami Delft, a pode mną uginały się ze strachu nogi. Po drodze mijaliśmy budynek gildii św. Łukasza, która skupiała liczących się malarzy. Jan Vermeer do takich właśnie się zaliczał. Malował przede wszystkim sceny rodzajowe, po mistrzowsku wykorzystując grę światła, dzięki czemu jego obrazy były bardzo poetyckie i pobudzające wyobraźnię. Najbardziej upodobał sobie przedstawianie kobiet podczas codziennych, zwyczajnych czynności.

     Wreszcie dotarliśmy do domu Vermeera. Drzwi otworzyła nam służąca, która powiodła nas długim i ciemnym korytarzem pod drzwi pracowni. Kiedy weszliśmy, mistrz siedział niedaleko okna, obok pustego płótna. Wszędzie leżały różnorakie pigmenty, od intensywnie kobaltowych, błękitnych, po świetliste żółcie i brązy, ale były tam także oleje i pędzle. Całość zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Bałam się, czułam jak robi mi się słabo. Wtedy Vermeer odezwał się do mnie ciepłym i miłym głosem, a ja odwróciłam twarz w jego kierunku. Zobaczyłam uśmiech i spokój w jego oczach, a także coś, jakby zachwyt i podziw. Wtedy mnie namalował, w pięknym kubraku, błękitno-żółtym turbanie na głowie i z zawieszonym w uchu kolczykiem z perłą w kształcie łezki. Z wyrazem zdziwionych, ale i wiele obiecujących oczu.
     
     To jestem ja, Holenderska Mona Lisa. Mam swój portret i jestem wystawiona na widok publiczny już ponad trzysta lat. Z początku było to niezmiernie podniecające, kiedy każdy kto go zobaczył, wyrażał swoje zainteresowanie. Obecnie trochę mnie to już znudziło, w końcu nie mam już w ogóle życia prywatnego. Wszyscy tylko snują jakieś domysły na mój temat, a to na przykład, że byłam kochanką malarza, że zawróciłam mu w głowie, a to, że z miłości podarował mi perły, które najpierw zabrał swojej żonie. Och, życie znanej kobiety wcale nie jest usłane różami, ale sama tego chciałam. To cena popularności. To ja w końcu jestem nazywana Mona Lisą Północy i to ja rozbudzam wyobraźnię niejednego mężczyzny i zazdrość niejednej kobiety. Nic to, znów wejdę w ramę swojego obrazu i zobaczę, kto dzisiaj mnie odwiedzi, kogo poruszy moja historia, kto ujrzy mój uśmiech. Może nawet ktoś zobaczy, jak do niego mrugam okiem. Kto to wie...?

2 komentarze:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Nessa pisze...

451 słów. "który zgodził namalować się" - częsty błąd (wymieszana składnia). Świetna historia!

Prześlij komentarz