niedziela, 12 października 2014

Cześnik (Basia, Konrad)

Cześnik Raptusiewicz - nosi stary dworski tytuł cześnika - osoby stawiającej przed królem potrawy przygotowane przez krajczego; stary kawaler, mocno schorowany, bez większego majątku, prawny opiekun bratanicy Klary, zawiaduje połową zamku - własnością wychowanki. Człowiek gwałtowny (raptus), gadatliwy i hałaśliwy, zawzięty i nieustępliwy zawadiaka, skłonny do brawury i ryzykanctwa, przy tym patriota (dawny konfederat barski), szanujący staropolską zasadę gościnności. Mówi szybko, nie zawsze poprawnie, często używa powiedzenia „mocium panie”.

Nareszcie! Nadszedł ten dzień! Mój Pan wszedł do piwnicy! Myślałem że już nigdy nie wróci, a tu proszę. Jestem ciekaw ile lat już minęło odkąd ktoś mnie dotykał. Ach! Przekartkował mnie! Chyba zabierze mnie ze sobą! Prawie nic się nie zmienił. Tylko odrobinę przytył, pojawiło się trochę zmarszczek i mniej włosów na głowie... ale ja go dalej poznaję! Usiadł w fotelu. Cały czas mnie trzyma. Woła Dyndalskiego. Chyba każe mu mnie czytać. Cześniku, Orla Szablo tak długo na ciebie czekałem!

Cześnik w młodości

                                                                                                                   Dzienniki, tom 1 04.05 (rok nieczytelny)

    Dzisiejszy dzień miał być irytujący. Już jak wstałem nastawiłem się na to. To właśnie dzisiaj miało do nas dołączyć kilku młodzików. Denerwują mnie. Myślą, że są kimś więcej, niż są. Tak naprawdę są słabi. Nie walczyli w żadnej bitwie dlatego nie czują strachu. Myślą, że potrafią wyrządzić wrogowi krzywdę. Niektórych, jak widzę jestem gotowy od razu posłać na straty. Niektórzy też tak myślą. Ile trzeba pracy, aby zrobić z nich wojowników wie tylko ten, kto robił to co ja i moi towarzysze. O tym właśnie myślałem, gdy zawołał mnie jeden z nich- Bronisław
- Hej, Szabla! - krzyknął - Powinniśmy już wyruszać. Zatrzymamy się w tej mniejszej wsi. Tam mamy odebrać młodych - Musiał widzieć, że nie jestem z tego zadowolony, ponieważ z uśmiechem dodał- Rozchmurz się! Może oni będą inni. Jednego z nich widziałem i wydawał się rozsądny.- w to wątpiłem, ale... wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że nie będę miał z nimi problemu.
    Jechaliśmy we trzech przez las w stronę miejsca spotkania. Nagle dobiegły mnie krzyki. Adam i Bronisław też musieli je usłyszeć, ponieważ po krótkim kontakcie wzrokowym tak, jak ja pospieszyli swoje konie. Gdy stanęliśmy przy źródle hałasu ostatni krzyk ucichł. To byli bandyci. Jeden z nich właśnie obezwładnił nożem ostatnią z czterech ofiar. Bandyci nie mogli się znaleźć w gorszej sytuacji. To, że było ich sześciu wcale nie pomniejszało naszych szans na wygraną. Nienawidzę bandytów, od razu dobyłem miecza. Kilka chwil później skróciłem jednego z nich o głowę. Trzech z nich okrążyli moi towarzysze. Podzielili los swojego kolegi. Reszta uciekła z przerażeniem w oczach, odczepiając konie od wozu stojącego na uboczu. Pogoniłem ich jeszcze, ale Adam krzyknął żebym się nie wtrącał, bo i tak dopadnie ich ktoś inny. Wróciliśmy do Bronisława. Ten pochylał się nad jednym z trupów. 
- Chyba nie mamy po co tam jechać - westchnął - Nasz cel padł tutaj, pod nożami bandytów - Nagle usłyszałem dźwięk pochodzący z porzuconego przez bandytów wozu. Dźwięk przesuwanych skrzyń. Nie myśląc długo odrzuciłem płachtę przykrywającą łupy. Zdziwiłem się nie na żarty, widząc zakneblowanego i związanego młodego chłopaczka. Grrrr... O tym bękarcie to nie ma się co rozpisywać mocium...! Ach. Zaczynam się wysławiać jak poczciwy staruszek Gościgrad. To mi się szybko udziela. Wracając do młodziana. Znam go jeden dzień i już wiem, że to leniwy darmozjad. Powiedział mi, że go napadli, ponieważ myśleli, że jak potrafi pisać i czytać to wezmą za niego okup. Jak się okazało niedługo później był dla nich bezużyteczny. Nie dostaliby za niego ani grosza. Pomimo swojej wiedzy nie posiadał nikogo, kto mógłby go chcieć przy sobie zatrzymać. Nie miał się jak odwdzięczyć za uratowanie życia, więc go zabrałem. Jego zapłatą będzie praca dla mnie! A ot co!
Notka od piszącego 
 Nazywam się Albin. Na początku zaznaczę, że nie jestem wcale takim "chłoptasiem". Nie wyglądam na tyle, ale mam dwadzieścia lat. Jestem niewiele młodszy od Orlej Szabli. Nie mam się czym odwdzięczyć mojemu walecznemu wybawcy. Pozwolił mi kontynuować moje nędzne życie. Jakbym bandytom powiedział to co jemu , zabiliby mnie natychmiast. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw. Nie posiadam niczego innego poza moimi pisarskimi umiejętnościami, więc odwdzięczę się pisaniem jego pamiętnika. Piszę wszystko tak jak mi dyktuje. Żeby nie zmieniać nic w pierwotnej treści, zostawię dla siebie skromny kącik "Notka od piszącego". Swoją drogą, chyba mnie polubił, ale skrzętnie to ukrywa.
Albin


                                                                     Dzienniki, tom 3data wyblakła  (stary, pożółkły list)


Drogi Papkinie!

   Ostatnio wiele się u mnie wydarzyło!
    Z przykrością muszę Cię poinformować, że zmarł mój ukochany brat – Walery a ja zostałem zupełnie sam. Niespodziewanie uczynił mnie spadkobiercą połowy swego wielkiego zamku. Jednocześnie stałem się odpowiedzialny za jego jedyne dziecko – młodą i roztrzepaną Klarkę.
   Mój Papkinie, nie wiem co począć! Jak wychowywać tę krnąbrną pannę, która potrzebuje matki? Jestem w kłopocie, jednak wpadł mi do głowy pomysł i bardzo Cię proszę, wysłuchaj mnie do końca, bo niejedno razem przeszliśmy! Otóż Józefie, jesteś jedynym ratunkiem! Wspominając zamierzchłe, lecz jakże wyraziste czasy – zapewne pamiętasz, mocium panie, jak uratowałem Twą skórę przed srogą karą?- tak więc mając na względzie Twoje i nasze wspólne dobro oraz Twoją wspaniałą umiejętność zdobywania niewieścich serc, chciałbym prosić Cię o pomoc – zamieszkaj pod moim dachem i zeswataj mnie z jakąś poczciwą (czytaj też majętną) kobieciną. To oswobodziłoby moją biedną głowę od niepotrzebnych frasobliwości, byłoby wybawieniem dla zgnuśniałej, starej, niepocieszonej duszy.
   Kończę już, mocium panie ten list, myśli me skotłowane w nieładzie, oczy już nie te (na starość przyszło mi samemu pisać listy, ten nicpoń Albin znów skumał się z dawnymi kolesiami i przepadł jak kamień w wodę. Ja łotrowi pokażę – taka niewdzięczność za oswobodzenie z rąk bandytów, miał być moją ręką i nogą).
       Lwie Północy – przybywaj!


                                                                                            Cześnik Raptusiewicz




                                                                                                           Dzienniki, tom 5  25.08.1820      

    Mocium panie, dzień dzisiejszy był pełen emocji i niespodzianek!
   Wszystko zaczęło się od mojego genialnego pomysłu aby na złość Rejentowi wydać Klarę za Wacława. Co będzie myślał, nikczemnik jeden! Bardzo chciałem zobaczyć minę hultaja – pożal się Boże Sąsiada. Swoją drogą – z tego Wacława też niezły krętacz, tak mnie przechytrzył podając się za komisarza. Teraz wiem, dlaczego za nic nie chciał wrócić to tatulka.
   Wszystkie plany ułożyły się po mojej myśli, oprócz tego, że nie spodziewałem się, że Klara tak się uraduje. Dobra z niej dziewczyna. Kiedy powiedziałem jej o moim zamiarze, rzuciła mi się na szyję z okrzykiem: - Jesteś kochany, stryjku! Myślałam, że wydasz mnie za jakiegoś starego zgreda. Dziękuję ci, ach dziękuję. Już od dawna kocham Wacława lecz nie chciałam cię trapić, nie wierzyłam, że będziesz mi przychylny.
   Nie powiem, ucieszyły mnie te rewelacje, w końcu moim starym gnatom dobrze zrobi porządne weselisko. A i w spiżarni znajdzie się co nieco…
   Myślałem, że to już koniec niespodzianek, gdy Klara szepnęła mi do ucha – Stryju, znam ja pewną tajemnicę – wiem, że Postolina jest bardzo tobie przychylna i jeśli tylko kiwniesz palcem, będzie twoja. Co powiesz więc na to, abyśmy za jednym razem wyprawili dwa huczne wesela?
   No, tego się już nie spodziewałem. Miałem nadzieję, że nie jestem jej obojętny, ale frasobliwa była myśl, iż jej chodzi o moje ukryte sakieweczki. A tu masz babo placek!
   Drogi Pamiętniczku, to jeszcze nie koniec. Stałem się innym człowiekiem! Na co mi na starość zwady, niepokoje? Pogodziłem się wreszcie z tym starym cymbałem – mości Rejentem (nawet nie jest taki zły).
   Idę szykować się do ślubu, przypilnować błazna – Papkina, bo znając go zanim dopilnuje nakrycia stołów, opróżni wszystkie beczułki z winem i znów zacznie pisać testament… 

 Notka od piszącego 
To znów ja  – Albin. Znudziły mi się hulanki, pora się spokojnie zestarzeć u boku mego pana – słynnej w okolicy Orlej Szabli.

         
         


    



1 komentarze:

Nessa pisze...

Rewelacja (tylko połowa przecinków poznikała :P )!

Prześlij komentarz