niedziela, 12 października 2014

Dyndalski (KubaZ, Magda)

Mam na imię Dyndalski i jestem Marszałkiem oraz sługą mojego Pana cześnika Macieja Raptusiewicza. Jestem osobą z reguły spokojną, opanowaną i rozsądną.
Dziś po raz pierwszy raz zacznę pisać mój własny pamiętnik. W tym pamiętniku będę relacjonować moje dni.

Dzień pierwszy:

Dzis przechadzałęm się po zamku i sprawdzałem czy wszystko jest tak jak powinno być. Było tak do pewnego momentu, aż usłyszałem Papkina rozmawiającego z Cześnikiem na pewien temat. Papkin mówił coś na temat wina jednak nic z tego nie zrozumiałem. Sedno tej sprawy dotarło do mnie, gdy Cześnik powiedział:
- "Otruł pewnie..."
Po tych słowach Papkin zaniemówił, jakby się zdenerwował na coś bądź kogoś. Nie mógł znaleźć słów i tylko krzyczał:
-"co!"

Według mnie zachowywał się tak jakby postradał rozum.

Reszta rozmowy nie przykuła mojej uwagi. Po pewnym czasie wchodzę do pokoju w którym znajdował się Papkin. Gdy mnie zobaczył od razu powiedział:

- "Ach, Dyndalsiu, cny człowiecze!"
 -"Ach, powiedzcie czy być może?"

Nie wiedziałem zbytnio o co mu chodzi więc go spytałem. Odpowiedział, pewnymi słowami, że Rejent go otruł. Był pewien, że tak było.  Nie wierzyłem, że taka osoba mogła się czegoś takiego dopuścić więc mu powiedziałem co myślę na ten temat. Papkin gdy usłyszał moje słowa nie wierzył w to co powiedziałem, ale po paru chwilach rozmowy udało mi się go przekonać, że nic się nie stało oraz, że Rejent go nie otruł.

Po tym dziwnym dniu miałem już go dość i tym sposobem kończę dzień mój drugi.

Więc żegnam do jutra.

Dzień drugi:

Dziś jak co dzień przechadzałem się po zamku i dokładnie sprawdzałem czy w zamku wszystko jest dobrze, czy czasem się nic nie stało oraz czy komuś nie trzeba komuś pomóc .Ale nic się takiego nie działo aż pół dnia wtedy podszedłem sprawdzić czy cześnik czegoś ode mnie nie wymaga i nagle rozległ się krzyk:
- Dyndalski! - wrzasną cześnik.
- Dyndalski gdzie jesteś wołam cię już od godziny chodź tu na boga! - i szybko wszedłem  do gabinetu cześnika. A on odrzekł :
- No nareszcie jesteś, słuchaj mnie teraz - odparł.
- Słucham Pana coś się stało? - zapytałem.
- List piszemy jak by Klara do Wacława -
- Ale jak - odparłem
Na to cześnik - Siadaj waść tu - zamaczaj pióro,
Będziesz pisał po mym słowie.
Ja niestety pisać dobrze jakoś nie potrafię, ale piszę a cześnik mówi:
- "Bardzo proszę"-pokazuje palcem moje pismo-
- Co to jest? -zapytał.
- B - odparłem.
- to?-
- B duże- a capite, jaśnie panie.
- B? To -kreska, gdzież dwa brzuszki?-
- Jeden w spodzie, drugi w górze.-
- Cóż, u czarta!- bierze papier
- Tać jest... duże...-
- Ta, bo!...
- B,B duże...
Kto pomyśli może zgadnie.
No, no pisz waść, a dokładnie -i zaczął dyktować:
"Bardzo proszę"... mocium panie...
Mocium panie..."me wezwanie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie,
Jako ufność ku osobie"...
Mocium panie..."waszmość pana
Która lubo mało znana...
Która lubo mało znana..." -pokazał na kartkę
- Cóż to jest?-
- Żyd - jaśnie panie,
Lecz w literę go przebiorę-
-Jak mi jeszcze jedna kropla skapnie,
To cię trzepnę tak po łapie,
Aż proformę wspomnisz sobie
Czytaj waść...
No jak to było?
-"Bardzo proszę"... mocium panie...
Mocium panie..."me wezwanie"
Mocium panie..."wziąć w sposobie"
Mocium"- wyrwał mi kartkę i ją podarł
- Niech cię czarci chwycą
Z taką pustą mózgownicą!
"Mocium panie" cymbał pisze-
- Jaśnie pana własne słowo- odparłem
-Milcz waść! Przepisz to de novo
"Mocium panie " opuść wszędzie-
- z tych kawałków trudno będzie-
-Pisz de novo, pisz, powiadam. -
Mózgu we łbie za trzy grosze!
Siadaj! - Siadaj, mówię.-mówi
 -Siadam.-siadłem
-I powtarzaj-dyktuje
"Bardzo proszę"...
Moć...
zatyka usta ręką
-Moć...- powtarzam
-Co moć?... Cóż moć znaczy?...
Z tym hebesem nie pomoże;
Trzeba zrobić to inaczéj.
Nawet lepiej będzie może,
Gdy wyprawię doń pacholę
Z ustną prośbą. Tak, tak wolę. -
Słuchaj! - Idź mi... Ależ, ale! -
Rejentowicz od nikogo

Nie jest u mnie znany wcale...-

i tak dalej i tak dalej aż do wieczora pisać musiałem.
Więc do jutra.

Dzień trzeci:

Dzisiejszy i ostatni dzień zacznę trochę inaczej. Byłem w trakcie robienia czegoś o czym w chwili obecnej zupełnie nie pamiętam. Musiało to być mało istotne skoro wyleciało mi z głowy.
Nagle poczułem jak czyjaś  ręką została położona na moim ramieniu. Odwróciłem się aby zobaczyć kto to był i kogo ujrzałem Rejenta. Powiedział mi, że poszukuje Cześnika, ponieważ wyzwał go na pojedynek. W pewnym momencie do uszu mych doleciały  słowa:

- "Wiwat! wiwat! Państwo młodzi!"

Nie ukrywam że słowa te bardzo zdenerwowały Rejenta był na kogoś wściekły , co się później okazało tą osobą był  Cześnik . Rejent spytał  mnie kto  obchodzi te wesele. Odpowiedziałem mu wprost:

- "Rejentowicz..."

Po tych słowach za sceny wyłonił się Cześnik i powiedział :

- "Hej, Dyndalski! tam do czarta!" 
- "Okulbaczyć mi dzianeta!"


Byłem pewny, że Cześnik jest gotowy do walki z Rejentem. Słowa te spowodowały, że wyszedł.
To co ujrzałem później... Klarę i Wacława razem...




To już koniec mej historii, na tym się to wszystko kończy. Mam nadzieję, że tymi trzema dniami z mojego pamiętnika przybliżyłem wam trochę mojej Historii.


Do zobaczenia!








0 komentarze:

Prześlij komentarz