niedziela, 12 października 2014

Papkin (Aga, OskarT)

Papkin - postać o niejasnym rodowodzie i przeszłości, obecny w zamku Cześnika jako człowiek do specjalnych zadań, gadatliwy, zarozumiały, uważa się za niepokonanego zdobywcę kobiet, mitologizuje swoją przeszłość nieustraszonego rzekomo wojaka. Dosyć inteligentny i oczytany, zna poezję i potrafi jej kunszt wykorzystywać w długich tyradach. W sytuacjach niebezpiecznych tchórzliwy i zakłamany, nielojalny i nieuczciwy.


DZIEŃ Z MEGO ŻYCIA: WPIS 1

Poczułem się wykorzystywany po raz kolejny, gdy Cześnik oświadczył mi, że mam udać się do Rejenta. Czymże zasłużyłem na los marionetki??? Ja, Józef Papkin, szanowany, ubóstwiany, znany wzdłuż i wszerz przez świat ten cały.
Przynajmniej coś tam nieraz do sakiewki wpadło.. ale było to znikome, bo zaraz nikło. Och!... Gdyby mnie tu nie było... Cześnik poradzić sobie sam by nie umiał. Ale najbardziej zadziwił mnie fakt posłania do Podstoliny. Ale kimże byłbym nie wypełniwszy powierzonego mi zadania! Ha! Gdy zawitałem u starościanki w celu oświadczenia jej i Cześnika zamęścia, ach! ta próbowała mnie kusić swymi wdziękami. I cóż tu począć w takiej sytuacji!...Trudna to chwila, lecz wykonana. Nic nie stanie na przeszkodzie Papkinowi! Ba! Nigdy!
Lecz ja, Papkin, odważny, nieustraszony z podkulonym ogonem uszedłem w drzwi Rejenta pewnego dnia. I cóż to! Ten czart, diabeł wcielony otruć mię chciał! Jego wzrok.. niech go strzeże Bóg przenajświętszy! Chytra, przebiegła i samolubna to poczwara. Wtem się Rejent dowiedział, iż to ja jestem informatorem Cześnika.. chwila, dwie i już kieliszek napełniony. Tylko ja nie wiedziałem, że trucizny czysta rzecz to była... A jakie niedobre!
Poczułem się bardzo źle. Strzeż mię Boże!
Oświadczyłem wtem, że idę do Cześnika. A tu nagle do Rejenta wbiega Podstolina! O! ile energii, jaka żwawa to istota!
Dygła nóżką, przywitała czule Milczka. Chwila potem, patrze a tu nagle słudzy czarta chwytają, ciągną i ze schodów zrzucają! Ach, ja biedny, upokorzony... nadal boli...
I jeszcze Cześnik. Och! ten Cześnik, zawsze szczery, potwierdził żem otruty...
I wtedy już wiedziałem, że bez sporządzenia mego testamentu, nie ujdę spokojny.


DZIEŃ Z MEGO ŻYCIA: WPIS 2

W wyszukany sposób obsypałem Klarę komplementami mówiąc, że jej postać jest dla mnie ożywczą rosą. Ah! cóż to była za uciecha na jej jedwabiście gładkiej twarzy!
Z sentymentem wspominałem dawne czasy, gdzież to rycerz musiał dawać dowód swej wierności i dzielności. Ale, niech to gwint! Piękna Klara oświadczyła deń, że zezwala na śluby, ino posłuszeństwa, wytrwałości i odwagi żąda próby. Wtem naprawdę nie wiedziałem co mam robić!
Jak, co zrobić? Przyjąć? Stchórzyć? Ależ, gdzie tam! Józef Papkin nigdy się nie wycofuje! Ale... co tu robić w takiej sytuacji? Gdzie o chlebie, wodzie- rok, dni sześć wytrwałości dać mam wiarę.
Milczeć ino w grobie jam dam radę... Och! nie koniec. Jakże mógłbym zapomnieć... Krrrokodyla daj mi luby! Dawniej panieneczka rzekła: "Daj mi, luby, kanareczka", a dziś każda powie: "Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi, luby!".
A panienka kiwnie, machnie, już! jej rycerz po zachcianki! Daj mi to, przynieść tamto... "Toć my pies w potrzebie?" rzekł mi z razu mieszczan. A ja na to: "Dać to, prze Bóg! Cóż ty pleciesz?! Ornamentu człowieczeństwa szczędzisz sługi? Tak pięknemu, życiodajnemu stworzeniu po grób! Po grób usługi rządzić!"
Ach... wspomnienia warte złota, w mej pamięci tego warte żywota!
Lecz... o czymże ja tu? Ach! no przecież! Istna bestia zza krainy, krwi zachłannik! I ja jeszcze. Och! ma Klaro, gdzież twa litość? Miłości mej dowód ukazany, lecz czyż życie warte tego? "Moje oko nim zabawi" jak, ma Pani, nad wyraz dzielny ten czyn dokonać trzeba?
Toż to ryzyko zbyt wielkie...

Ukochana Klaro!
Gdzież tu, jak tu myśli zebrać przy twym pięknie? Och! Ja, Papkin, biedny jestem... ino szczęścia mi potrzeba, ukochania i twej troski... 



DZIEŃ Z MEGO ŻYCIA: WPIS 3

Waszmość nie uwierzy! Nigdy w życiu takiej żmiji, takiej poczwary a w dodatku chytrej w życiu nie widział! I cóż tu po moim żywocie... Tyle orderów, tyle zasłużeń! Ach! Któżże Wielkiego Papkina będzie chciał zapomnieć, któżże ulegnie... 
Jedno słowo, jeden czyn a tak bolesny jakby nóż w me serce ostry wbity został. Ale któż jest sprawcą! Ha! Tuż ten Rejent niby skromny, niby pobożny a już tam za plecami prawdziwy diabeł z krwi i kości czycha. Obserwuje, przekręca, manipuluje... Toż to nikczemna kreatura, która wyuczona, swą wiedzę do osobistych celów wykorzystuje!
Ach! Ale mi smętno... Życie mi zaledwie przed oczyma przeminęło widząc ten szkarłatny kieliszek. Ciecz darowała życie i teraz życie odbiera. Gdzież tu sprawiedliwość na tym świecie?! Miła mi Artemiza przez całe życie towarzyszyć lubiła a teraz czas pożegnania nadchodzi. Niby tak odległy a jednocześnie boleśnie bliski... Także teraz siedzę tutaj, pochylony i uniżony pisząc swój testament...

Ja, Józef Papkin, syn mego ojca Jana Papkina...

Och, mój ojcze... Popatrz gdzież mnie los doprowadził.

Będąc zupełnie zdrów na ciele i umyśle, ale nie mogąc wiedzieć, kiedy umrę... Oczywiście.
Bo jestem otruty przez rejenta Milczka w lampce wina... robię ten testament, czyli rozporządzenie mojego ruchomego i nieruchomego majątku. Nieruchomym rozporządzić nie mogę, bo żadnego nie mam... Ruchomości zaś rozdaję- Tej, którąm zawsze kochał, czcił, szanował i ubóstwiał, JW-ej Klarze Raptusiewiczównie, starościance zakroczymskiej, daruję angielską gitarę i rzadką kolekcyją motyli, będącą teraz w zastawie.- Artemizę...
Cześnikowi dać ją chciałem, ale teraz przemazałem.
Artemizę dostanie najdzielniejszy rycerz w Europie, pod warunkiem, aby pomnik postawił na mym grobie.- Z resztą nieruchomości chcę być pochowany.- JW. Cześnika zaś i JW. Starościankę, jako egzekutorów testamentu, suplikuje, aby moje wszystkie długi, jakie się pokażą, nie płacili, gdyż chcę przez to braciom moim różnego stanu i wyznania zostawić po sobie pamiątkę. Józef Papkin.

Józef Papkin incognito- tak więc koniec.
Wszystkie żale, smutki i lamenty w tymże kieliszku umoczyć pragnę... Ale, cóżże! Czyż nikogo nie ma? Już to w czasie próby, w czas tak trudny człowiekowi samotnemu przysłużyć się odmówią... ach! ja biedny! Jedynie czekać mi tu pozostało...
Mój żywot jako przykład chcę by zapamiętany został. Mężem, szlachetnym, odważnym w każdym calu byłem- tego się nie wyprę, tego pewny swą osobą. I teraz... samotnemu czas się dłuży, gdy tu, ach! nagle znikąd łzę ostatnią ronię.


  






0 komentarze:

Prześlij komentarz