Kamizelka...
Wróciłam. Wsadziłam klucz do zamka i dwa razy przekręciłam, ale dopiero gdy nacisnęłam na klamkę poczułam czyjąś obecność. Zza rogu wyłonił się znajomy mi szary kształt. Myślałam, że błąka się tu bez celu, ale jego zachowanie od razu odwiodło mnie od takich wniosków. Piesek przydreptał spokojnie i stanął tuż przy drzwiach czekając na mój następny ruch. Powoli otwierałam drzwi. Szczeniak nie ruszył się z miejsca dopóki ja nie znalazłam się po ich drugiej stronie. Pamiętam, że uśmiechnęłam się. Nie wyganiałam go. Po zdjęciu z siebie płaszcza usiadłam w fotelu i spojrzałam jeszcze raz na mojego towarzysza. Siedział już tuż pod fotelem spoglądając prosto w moje oczy, jakby czegoś ode mnie oczekiwał. I wtedy...Ugh... Chyba naprawdę jestem wariatką... Powiedziałam:
- No, mały. Skoro już się tu wpakowałeś to rozgość się. - Kundelek dopiero wtedy ruszył się z miejsca jakby czekał na te słowa z mojej strony i wskoczył na fotel naprzeciwko mnie.
Nadeszła wiosna. Mój dom zaczął być tak dziwny, że zaczęłam wierzyć w czary. Z największą łatwością mogłam wejść do kuchni, a nawet stwierdziłam, że w salonie zmieści się jeszcze jeden regał z książkami. Dopiero teraz zauważyłam, że w mieszkaniu było po prostu pusto. Byłam pewna, że będę musiała kupić kilka obrazów (przynajmniej cztery) i jakiś dywan byłby również mile widziany. Nagle nabrałam ochotę na odkurzenie rzeczy, która była schowana we wnęce za szafą. „Nagle” jest tu doskonałym określeniem. Czułam, że jeśli nie postawię jej w salonie od razu eksploduję. Rej ( bo tak nazwałam swojego nowego przyjaciela) natychmiast jak się ruszyłam podbiegł do mnie i przekręcając głowę przyglądał się moim staraniom przy ruszeniu szafy z miejsca. Zaklinałam się wtedy w myślach, że umieściłam maszynę do szycia w tak niedostępnym miejscu. Zanim padłam na łóżko zdołałam ją ruszyć zaledwie o kilkanaście centymetrów. Poddałam się. Nie miałam siły dalej odciągać jej od ściany. Na szczęście nie wszyscy załamywali się tak szybko jak ja. Dopiero co położyłam się a już musiałam wstać żeby zobaczyć co się dzieje, bo usłyszałam szamotaninę. Dźwięki pochodziły zza szafy. Nie mogłam się powstrzymać śmiechu, gdy za szafą zobaczyłam Reja szarpiącego maszynę.
Tak, kamizelka to
jedyna rzecz jaka została mi po mężu. Towarzyszyła nam odkąd
pamiętam, a teraz zniknęła. Nie chciałam jej dłużej posiadać.
Razem z nią pozostałoby ze mną to straszne kłamstwo... Aczkolwiek
nie tylko moje.
Nie jestem głupia.
Kiedy mąż żył byłam rozkojarzona, ale gdy już miałam ją
sprzedać, zauważyłam na kamizelce coś wstrząsającego.
Oboje chcieliśmy się nawzajem okłamywać i modyfikowaliśmy
kamizelkę z dwóch stron. Widząc to rzuciłam ten żałosny
przedmiot w ręce Żyda
ledwo pamiętając o tych pięćdziesięciu groszach. Od
tamtej pory już nic mnie
nie trzymało w tamtym miejscu. Mieszkanie
było dla mnie za duże i przywoływało wspomnienia więc kupiłam
nowe, zresztą też w Warszawie. Miasta, nieważne jak bardzo bym
chciała, nie mogłam opuścić chociażby z powodu pracy. Szukanie
nowej byłoby kłopotliwe, tym bardziej że... Byłam sama.
Byłam
sama.
Moje
nowe mieszkanie było naprawdę małe. Małe i nieprzyjemne. Nie
składało się z wielu pokoi. Był tylko klaustrofobiczny salon w
którym mieścił się regał
z książkami, okrągły stoliczek i dwa puste fotele naprzeciwko
siebie, sypialnia w której mieściła się szafa i moje łóżko, a
na koniec kuchnia, do której
nie można było wsadzić chociaż
jednej nogi. W mieszkaniu
nie mogło się znaleźć
już miejsce na nic innego.
Nawet na maszynę do szycia, zawsze mi tak drogą. Zamknęłam ją z
dala od świeżego powietrza za szafą w ściennej dziurze. Wsadzenie
jej tam nie było łatwe, ale nie wyglądało na to , żebym ją
miała kiedykolwiek wyciągać. Nie
miałam już na to ochoty...
Wszelkie
chęci
znikły.
Codziennie
przechodziłam tymi samymi ulicami do szkoły, pracowałam i tymi
samymi drogami wracałam. Porzuciłam wszystko co się wiązało z
moim mężem, więc dlaczego tak bolało? W tamtym okresie
dowiedziałam się jak czuje się człowiek którego każdy dzień
jest podobny do drugiego, a nawet można powiedzieć identyczny.
Kiedyś też wiele rzeczy
się powtarzało, ale teraz towarzyszyło temu inne uczucie.
Gdy wracałam do domu tylko jedna rzecz zdawała mi się być
odpowiednia do roboty-
patrzenie przez okno. Zaczęłam się posądzać o stracenie zmysłów.
W końcu swój wolny czas spędzałam na zajęciu,
którego nienawidziłam.
Wszystko na dworze działo się według odpowiedniego schematu. Ci
sami ludzie... Widywałam ciągle tych samych ludzi, w tych samych
ubraniach i jak
na złość,
nawet zwierzęta działały według chorego schematu.
Codziennie, w czasie zachodu
słońca, po drugiej stronie
ulicy przechodził mój nowy sąsiad paląc
cygaro, a wzdłuż
muru szła
suczka ze swoimi pięcioma szczeniętami, które skakały za nią
radośnie.
Wszystko...
Ciągle
tak samo!
Pewnego
dnia stanie przy oknie dało inne rezultaty niż przypuszczałam.
Wszystko było
tak jak przedtem, jedyną
różnicą był szary puch pokrywający miasto i ogołocone z liści
drzewa. Mój sąsiad znów szedł
i kurzył, a koło jego nóg
przemknęła ta gromada kundli. Tym razem jednak ten najzwyklejszy w
świecie obrazek przykuł moją uwagę. Za tą gromadką ciągnęło
się coś jeszcze. Coś podobnego do szczeniąt, ale jednocześnie
dużo mniejszego i wolniejszego. Jedno z młodych oderwało się od
miotu. Matka zajęta resztą musiała nie zauważyć złego
stanu malca. Prawdę mówiąc
nie dziwię się jej.
Gdy suka odwracała głowę, aby upewnić się, że wszystkie
pociechy są na miejscu. Kulejący chuderlak podbiegał radośnie
pomimo widocznie uszkodzonej łapy. Był
mniejszy od
swoich braci. Wyobrażałam
sobie, że nie obchodziło ich czy ich braciszek zdąży dobiec na
posiłek zanim oni wszystko pochłoną. Co dziwne, nie sfrustrowało
mnie zachowanie innych psów tak,
jak samego poszkodowanego, który wraz z moją rosnącą złością
upadł i już nie wstał. Wtedy nagle jakaś tajemnicza siła
przyciągnęła mnie do szafy, żebym wyjęła płaszcz.
Po tym wybiegłam na dwór. Byłam jak w amoku,
a z tego co miałam w głowie pamiętam tylko jedną myśl. „Jakie
głupie stworzenie! Jak można tak udawać, że nic się nie stało?
Nie! Nie! To się nie skończy tym samym! Nie
pozwolę!”
To
nie jest w porządku!
Już
chwilę później wracałam do domu z tym
małym stworzeniem za
pazuchą. Jak chwyciłam go na ulicy i porwałam jednym szybkim
ruchem, sąsiad spojrzał się na mnie jak na wariatkę. Ja sama
zresztą mogłam się tak spokojnie nazwać. Nie potrafiłam
zrozumieć dlaczego obchodzi mnie życie czegoś takiego. Nie
był to mój
największy problem. Kundelek był zimny
i nawet się nie wyrywał, a
wchodząc przez drzwi do
mieszkania zrozumiałam co zrobiłam. Porwałam
dziecko. Zrobiło
mi się naprawdę żal
suczki... biedaczka.
Odchodzę
od zmysłów?
Nie
jestem
weterynarzem, jednak łapa
zdawała się zrastać dobrze i to sama z siebie. Pies
też wyglądał już dobrze. Przynajmniej nie wystawały mu kości.
(Na początku nie
ufał mi. Według mnie
świadczyło to tylko o
jego inteligencji.
Czy jakakolwiek osoba od razu zaufałaby obcemu?) Gdy to zauważyłam
akurat wychodziłam z domu. Jak tylko otworzyłam drzwi, kundel
słysząc ten wybawicielski dźwięk wybiegł spod fotela, gdzie do
tej pory siedział i wypadł na korytarz. Nagle zrobiło mi się
smutno. Uczucie przygnębienia spadło na mnie jak jastrząb na
małego gryzonia. „Hah...” Pomyślałam „Taka mi się należy
wdzięczność... Teraz trzeba wrócić do rzeczywistości... Znowu
będzie tak samo.”
Nie
chcę!
Poszłam
do pracy nie czując niczego nowego, pięknego. Szarość, która
była zanim zaczęłam zachowywać się dziwnie, powróciła. I nie
było żadnych znaków na to, że będzie inaczej.
Życie
nie ostrzega.
Wróciłam. Wsadziłam klucz do zamka i dwa razy przekręciłam, ale dopiero gdy nacisnęłam na klamkę poczułam czyjąś obecność. Zza rogu wyłonił się znajomy mi szary kształt. Myślałam, że błąka się tu bez celu, ale jego zachowanie od razu odwiodło mnie od takich wniosków. Piesek przydreptał spokojnie i stanął tuż przy drzwiach czekając na mój następny ruch. Powoli otwierałam drzwi. Szczeniak nie ruszył się z miejsca dopóki ja nie znalazłam się po ich drugiej stronie. Pamiętam, że uśmiechnęłam się. Nie wyganiałam go. Po zdjęciu z siebie płaszcza usiadłam w fotelu i spojrzałam jeszcze raz na mojego towarzysza. Siedział już tuż pod fotelem spoglądając prosto w moje oczy, jakby czegoś ode mnie oczekiwał. I wtedy...Ugh... Chyba naprawdę jestem wariatką... Powiedziałam:
- No, mały. Skoro już się tu wpakowałeś to rozgość się. - Kundelek dopiero wtedy ruszył się z miejsca jakby czekał na te słowa z mojej strony i wskoczył na fotel naprzeciwko mnie.
To
był pierwszy dzień, w którym nie spojrzałam w okno...
Nadeszła wiosna. Mój dom zaczął być tak dziwny, że zaczęłam wierzyć w czary. Z największą łatwością mogłam wejść do kuchni, a nawet stwierdziłam, że w salonie zmieści się jeszcze jeden regał z książkami. Dopiero teraz zauważyłam, że w mieszkaniu było po prostu pusto. Byłam pewna, że będę musiała kupić kilka obrazów (przynajmniej cztery) i jakiś dywan byłby również mile widziany. Nagle nabrałam ochotę na odkurzenie rzeczy, która była schowana we wnęce za szafą. „Nagle” jest tu doskonałym określeniem. Czułam, że jeśli nie postawię jej w salonie od razu eksploduję. Rej ( bo tak nazwałam swojego nowego przyjaciela) natychmiast jak się ruszyłam podbiegł do mnie i przekręcając głowę przyglądał się moim staraniom przy ruszeniu szafy z miejsca. Zaklinałam się wtedy w myślach, że umieściłam maszynę do szycia w tak niedostępnym miejscu. Zanim padłam na łóżko zdołałam ją ruszyć zaledwie o kilkanaście centymetrów. Poddałam się. Nie miałam siły dalej odciągać jej od ściany. Na szczęście nie wszyscy załamywali się tak szybko jak ja. Dopiero co położyłam się a już musiałam wstać żeby zobaczyć co się dzieje, bo usłyszałam szamotaninę. Dźwięki pochodziły zza szafy. Nie mogłam się powstrzymać śmiechu, gdy za szafą zobaczyłam Reja szarpiącego maszynę.
-
Ha ha ha! Rozumiem skarbie, że chcesz mi pomóc, ale sam nie dasz
rady. - Postanowiłam,
że spróbuję jeszcze raz. Trochę to rwało, ale ruszyłam ten
ciężki
mebel
i udało mi się wyciągnąć maszynę.
I
znów zaczęłam szyć.
Nastało
lato. Moje dni nie zmieniły się prawie wcale. Z perspektywy czasu
mogę powiedzieć, że przeskoczyłam z nowej rutyny do starej. Ta mi
jednak nie przeszkadza, a może nawet daje mi radość. Rano gdy
wychodzę do pracy, zamykam drzwi, mieszkanie zostaje puste, bo
Rej wychodzi za mną. Gdy pierwszy raz tak zrobił bałam się, że
pójdzie ze
mną do pracy. Wbrew moim obawom
po wyjściu z budynku poszedł własną drogą, a gdy wróciłam
spokojnie czekał pod drzwiami. Zawsze jest punktualny i jak
przychodzę już czeka.
Mam
dla kogo wracać.
Strasznie
lubię z Rejem spacerować w
Łazienkach.
On też nie wydaje się smutny lub zdenerwowany gdy
tam jesteśmy. Skacze radośnie dookoła kiedy
do niego mówię. Czasem biegnie, ale nie zostawia mnie dużo w tyle
i zawsze czeka aż dojdę do niego, tak jakby nie chciał tracić
kontaktu. Ja nigdy nie umiem odmówić
sobie
piernika, ale oczywiście nie zapominam o moim przyjacielu. Wiem,
że dla niego piernik to zły pomysł, dlatego on dostaje kawałek
kiełbasy.
Tęskniłam
za tym.
Gdy
siedzę długo w nocy Rej
zeskakuje
ze
swojego fotela i swoim
zachowaniem zwraca
na
siebie uwagę.
Ciągnie mnie za spódnicę
i biega
do sypialni to z powrotem. Na
koniec zabawę
akcentuje
krótkim szczeknięciem
i wraca na
fotel.
Powtarza
ten rytuał
tak długo, aż
nie zgaszę światła żeby się położyć się
spać...
Wtedy
często jest już około pierwszej.
22 komentarze:
Zamierzasz w przyszłości ponownie wyjść za mąż? Jeśli nie to dlaczego jeśli tak to jaki on będzie musiał być?
(Mleczarz Probst-O)
Czy według ciebie zachowanie Reja nie jest niepokojące? Jakie myśli chodzą ci wtedy po głowie kiedy ta sytuacja powtarza się... opisz swoje uczucia i emocje podczas takiego wydarzenia.
(dyrektor cyrku)
Proszę mi powiedzieć jakie miejsce w Pani życiu zajmuje pies ?
Czy potrafi chociaż w małym procencie zapełnić pustkę w Pani sercu ?
( Egzekutor Czerwiakow - MW)
Co byś zrobiła, gdybyś była dalej w posiadaniu kamizelki?
(Sachem-Kuba Z.)
Nie przeszkadzało Pani przejście z jednej monotonii do drugiej? Chcę wiedzieć rówież, czy nie odczuwa Pani w niektórych sytuacjach niepokoju, który mógłby się wiązać z niespodziewanym, nagły odejściem Pańskiego pupila, który po prostu mógłby opuścić Pani mieszkanie? (proszę, o opisanie obaw- jeśli je Pani ma, lub dla czego ich Pani nie odczuwa)
(sąsiad małżeństwa- AS)
Historia pani małżeństwa bardzo mnie zaciekawiła. Proszę zdradzić okoliczności, w jakich poznała pani męża- swoją wielką miłość?
(Syn z Miłosierdzia Gminy.MJ)
Jestem pod wrażeniem pani oddania i poświęcenia dla męża. Skąd brała pani siłę na pocieszanie i opiekowanie się chorym? (mama Antka, Konrad)
@ Mleczarz Probst- O
Na to pytanie nie da się odpowiedzieć "tak" albo "nie". Nie jestem pewna. Czas pokarze. Jedna osoba odeszła z mojego życia i rany po niej się już zabliźniły ale strasznie umownie. W każdym razie teraz nie czuję potrzeby związania się z nikim (i wątpię żeby taka przyszła szybko.)
@ dyrektor cyrku
Nie wiem o jakie zachowanie dokładnie chodzi, ale jeśli o ten nocny rytuał, to nie czuje żeby coś było nie tak. Proszę się na to spojrzeć też z tej strony, że nie robi tego do końca bez przerwy... Upomina się w ten sposób i zanim zrobi to znowu mija nie mniej jak 20 minut. Przy tym nie jest to chory nawyk. Jak kładę się spać wcześniej to nie robi tego w ogóle, jakby nie widział potrzeby.
Przypomina mi to czasy za których żył jeszcze mój mąż i wyganiałam go spać.
Ha, ha! No cóż, losy się odwróciły.
Czy wierzysz, że zwierzęta (psy) mają duszę?
Jeśli tak to wyjaśnij
jeśli też wyjąsnij czemu
(Kum Andrzej - Stefan)
@ Egzekutor Czerwiakow - MW
Jakie w moim życiu miejsce zajmuje pies? Hmm...
Może to głupio zabrzmieć, ale myślę, że mogę go nazwać przyjacielem. Jestem pewna, że nie oddałabym go za żadną cenę!
A czy zapełnił pustkę?
Na pewno jego pojawienie się w moim życiu nauczyło mnie jak być dzielną.
Starając się wyrzucić wszystkie wspomnienia o mężu zachowywałam się jak tchórz, a i tak popadałam w obłęd z powodu straty. Teraz żyję z tymi wspomnieniami i są one przyjemne, a nie przyprawiają mnie o koszmary.
@Sachem-Kuba Z
Na pewno nie potraktowałabym jej tak okrutnie jak wtedy gdy ją sprzedałam, ale nie robiłabym z niej też jakiegoś wielkiego skarbu, który trzeba chronić za wszelką cenę. Możliwe, że włożyłabym ją na dno szafy jako wspomnienie. Jakbym ją teraz zobaczyła mogłabym się rozpłakać, lecz nie ze smutku. Mój mąż próbował mnie pocieszyć i zdjąć z barków ciężar. Dzięki temu jestem pewna, że zależało mu na mnie zawsze i do końca.
@sąsiad małżeństwa- AS
Nie przeszkadzało mi. Jak pan sam zapewne zaobserwował nie byłam z nią nigdy nieszczęśliwa. Ponadto doszło do kilku ciekawych modyfikacji. Nie mieszkam już przecież z człowiekiem (chociaż nie raz tak się czuję).
Co do tego, że Rej ucieknie obaw nie czuję. Jakby chciał uciec zrobiłby to już dawno. Nigdy nie chodził na smyczy, a nawet gdy jestem w pracy chodzi gdzie chce. Przyjaciół się nie uwiązuje. Liczy się wzajemne zaufanie.
Jak się czułaś gdy zorientowałaś się iż kamizelka zniknęła? ( opisz swoje uczucia) ( Kuntz Wunderli AN)
Nic nie pisze Pani o swojej pracy. Nie daje Pani satysfakcji, może radości? Mogłaby Pani opisać swój dzień w pracy?
(Cyganka - EM)
@Kuntz Wunderli AN
Nie uważa pan że to pytanie jest niedorzeczne? Ja jej nie zgubiłam! Wyrzuciłam ją bo czułam zżerającą mnie od środka nienawiść.
@Syn z Miłosierdzia Gminy.MJ
Ta historia nie jest wcale tak niesamowita jak można by było oczekiwać. Móż mąż nie był najchudszy co nie oznaczało, że jego jedyna trasa to droga do biura i z powrotem. Ja też zawsze lubiłam trochę pooddychać powietrzem poza murami szkoły lub mojego mieszkanka. Pewnej niedzieli przysiadł się do mnie na ławce w parku i chcąc, nie chcąc zaczęliśmy rozmowę. Oboje musieliśmy polubić spędzanie ze ze sobą czasu bo przychodziliśmy tam co niedzielę żeby ze sobą porozmawiać.
@mama Antka, Konrad
Chyba mogę powiedzieć, że moja siła brała się po prostu z miłości. Dał mi szczęście, więc dlaczego ja nie miałabym mu pokazać, że doceniam to, że jest i chcę żeby został przy mnie dłużej. Chciałam także... żeby w jego ostatnie chwile czół się kochany...
@Kum Andrzej - Stefan
Oficjalnie nie, ale jak po tych wszystkich wydarzeniach mogłabym odmówić zwierzętom dusz? Wiem, że Rej jest pieskiem (no może nie już takim malutkim), ale ja czasami czuję jakby w fotelu naprzeciwko mnie siedział człowiek! Mam wrażenie, że jak do niego mówię to rozumie każde moje słowo, a nawet myśli jak ludzie...!
...
I właśnie dlatego na początku nazywałam siebie biedną wariatką. Dałam się trochę ponieść w tym pytaniu.
@Cyganka - EM
Nie narzekam. Bardzo lubię uczniów i swoją pracę (chociaż nie zarabiam zbyt dużo). Nie pisałam o tym bo nie ma to nic wspólnego z moim mężem i tą całą sytuacją. To jest tak jakby odrębny świat do którego moje problemy przechodzą tylko w postaci mojego humoru. Nie czułam się w czasie tego przygnębienia najlepiej, ale nie odbiło się to na mojej pracy samo w sobie. Jedyną różnicą było to, że inni widzieli zmianę we mnie, a każdy dzień wyglądał tak samo.
A co do tego jak przebiega dzień mojej pracy.
Cóż mogę robić jako nauczycielka? Uczę, mam przerwę na jedzenie, uczę dalej i jeszcze trochę uczę. Tak naprawdę nigdy nie jestem pewna co niezwykłego wydarzy się w moich przerwach między nauczaniem, więc nigdy przez myśl mi nie przeszło, że może być nudno.
Jak się Pani wydaje, gdzie chodzi Rej podczas gdy Pani chodzi do pracy ?
(Siostra Antka Rozalka - PS)
Prześlij komentarz